Mimo niedzieli do późnego wieczora przedstawiciele państw strefy euro naradzali się w Paryżu nad planem ratunkowym dla europejskiego sektora finansowego. Czas gonił – zebranym zależało na wydaniu oświadczenia przed otwarciem giełd. Po ogromnych piątkowych spadkach indeksów w Europie i Azji politycy chcieli dać rynkom pozytywny sygnał.
W końcu udało im się osiągnąć porozumienie, choć czy powstrzyma to falę przeceny na parkietach, dowiemy się dopiero dzisiaj. Najważniejszym punktem planu jest postanowienie, że rządy strefy euro będą gwarantować średnioterminowe długi zaciągane przez banki. Będą one płacić za te gwarancje na zasadach rynkowych, ale szczegółowe warunki mają być określone później.
[wyimek]400 mld euro będzie kosztować pakiet ratunkowy dla banków, który ma dziś zatwierdzić niemiecki rząd[/wyimek]
Ten ruch ma przywrócić zaufanie między instytucjami finansowymi. Od początku kryzysu banki miały coraz większe trudności z pozyskiwaniem pieniędzy. Ponieważ nikt nie umiał stwierdzić, które z nich i w jakim stopniu zaangażowały się w tzw. toksyczne aktywa, na wszelki wypadek nie ufano nikomu. Kiedy kilka instytucji ogłosiło bankructwo, rynek międzybankowy praktycznie zamarł. A to tylko wpędziło banki w jeszcze większe kłopoty. – Jeżeli nie uda się przywrócić zaufania na rynku w ten weekend, gra jest skończona – podsumował Marco Annuziata, główny ekonomista UniCredit.
Pozostałe punkty porozumienia osiągniętego w Paryżu są już bardziej ogólne. Poza deklaracjami zaangażowania i czujności szefowie państw strefy euro dopuścili możliwość dokapitalizowania banków i obejmowania w nich udziałów przez rządy.