– Ten, kto zafunduje Polsce kłótnię o euro, z całą pewnością utrudni ten proces, a nie ułatwi. I da do ręki argumenty tym partnerom w Europie, którzy uważają, że Polska jest krajem drugiego gatunku – mówił wczoraj premier Donald Tusk. Podtrzymał plany wejścia do strefy euro. – Chcemy podjąć starania o wejście do strefy euro, które mogą się zakończyć sukcesem pod koniec roku 2012 – powiedział Tusk.
Wcześniej we Wrocławiu prezydent Lech Kaczyński odrzucił plany rządu zmierzające do przyjęcia wspólnej waluty w 2012 r. – Obecnie wejście do strefy euro może spowodować bardzo szkodliwe efekty – ocenił prezydent.
Prezydent nie chciał podać, kiedy Polska powinna przyjąć euro. – Według ekonomistów Reutersa to 2016 r. i ja mam do tych analiz zaufanie – ocenił Lech Kaczyński. Sprzeciwił się też pomysłowi, by już w tym roku Polska znalazła się w przedsionku strefy euro, tzw. korytarzu walutowym ERM2. Jego argumentacja jest zgodna z opinią wielu ekonomistów. Podczas dwóch lat pobytu w korytarzu kurs euro nie może się wahać bardziej niż 15 proc. w dół lub w górę od wyznaczonego wcześniej poziomu. W przeciwnym razie konieczna jest obrona waluty przez bank centralny. Zdaniem prezydenta przy kryzysie ryzyko takich interwencji jest bardzo duże. – Może się tak skończyć, że obrona złotego się nie uda. Zostaniemy wtedy i bez rezerw walutowych, i bez euro – ostrzegał. Ekonomiści zgadzają się, że wchodzenie do systemu ERM2 w sytuacji kryzysu gospodarczego jest rzeczywiście ryzykowne, tym bardziej że ciągle nie wiadomo, kiedy Polska wypełni kryterium prawne (zmiana konstytucji) oraz czy na trwałe spełnimy kryterium budżetowe (deficyt finansów poniżej 3 proc. PKB). – W raporcie NBP dotyczącym skutków przyjęcia euro jest stwierdzenie, że nie ma żadnych przesłanek, by w 2009 r. wchodzić do korytarza ERM2. Taki krok mógłby pogłębić zjawiska kryzysowe, a na pewno ich nie poprawi – mówił prezydent. Jego zdaniem nie ma sensu wchodzenie do strefy euro, która jest pogrążona w kryzysie. Zdaniem Jakuba Borowskiego, ekonomisty Invest Banku, nie ma możliwości, żeby przyjęcie euro oznaczało automatycznie niższy wzrost PKB. – Euro to szansa na przyspieszenie gospodarki – twierdzi.
Wczoraj za skróceniem dwuletniego okresu przebywania walut w ERM2 i jak najszybszym przyjęciem nowych krajów do euro opowiedział się premier Węgier Ferenc Gyurcsany.
Choć polski prezydent sprzeciwia się wejściu do strefy, to praktycznie nie ma on narzędzi, by zablokować działania rządu w tej kwestii. Do przyjęcia wspólnej waluty zobowiązaliśmy się w traktacie akcesyjnym i musimy to zobowiązanie zrealizować. – Przyjęcie euro wymaga zmian w konstytucji. Prezydent musi je podpisać w ciągu 21 dni – mówi Tomasz S. Kiercel z kancelarii Chałas i Wspólnicy. – Może odmówić złożenia podpisu, jeżeli zmiana zostałaby uchwalona niezgodnie z procedurą, co jest mało prawdopodobne.