[b]Powiedział pan wcześniej o Schlierenzauerze, że to fajny chłopak. A przecież wielu uważa młodego Austriaka za bufona i zarozumialca. Tak nie jest?[/b]
Nic z tych rzeczy. Gregor czasami powie to, co myśli i skrzywi się przed kamerami, ale w stosunku do mnie zawsze jest w porządku. Przyjdzie, pogada, pożartuje. Nie mam z nim oczywiście aż tak dobrego kontaktu, jak ze Szwajcarami, Simonem Ammannem i Andreasem Kuettelem, z którymi znamy się wiele lat, ale złego słowa na niego nie dam powiedzieć. Co innego Thomas Morgenstern. On zmienił się nie do poznania. Jak wygrywał, był do rany przyłóż, ale gdy przyszły porażki, pokazał inne oblicze. Nie ukrywam, że jestem nim rozczarowany.
[b]A nasi młodzi skoczkowie szanują starszego kolegę i mistrza?[/b]
To są naprawdę sympatyczne chłopaki. Do tego mają talent i jeszcze będzie o nich głośno, jestem o tym przekonany.
[b]Wielu zawodników, pytanych o strach przed skokiem, mówi otwarcie o swoich lękach, o tym, że się tam na górze modlą, żegnają. A pan, co robi?[/b]
Coś w tym jest, że starsi skoczkowie, mający żony i dzieci, więcej myślą o niebezpieczeństwie niż młode wilczki, dla których liczy się tylko zwycięstwo. Wiem, co mówię, bo kiedyś też taki byłem. Młodość nie zna strachu, ma w sobie więcej fantazji i szaleństwa. Z wiekiem pojawia się rozwaga. Teraz trzy razy pomyślę, zanim coś zrobię. Przed skokiem jestem skoncentrowany, ale odrzucam negatywne myśli. Nie da się skakać myśląc, że można się zabić.
[b]Który z trenerów odegrał najważniejszą rolę w pana sportowym życiu?[/b]
Każdy wniósł coś innego, na pewno bardzo ważnego, ale nie zawsze potrafię to określić. Pierwszy był Andrzej Sobol w Wiśle, dopiero później wujek Janek Szturc. Na pewno ważny był Czech Pavel Mikeska, nie tylko dla mnie, ale dla całych polskich skoków. Za jego czasów wróciło pojęcie kadry narodowej. Odwieczny konflikt pomiędzy Zakopanem i Beskidami odsunął na bok, dla niego, człowieka z boku, choć zza miedzy, nie miało to znaczenia. Wszystko zgrał i stworzył prawdziwą drużynę. To chyba jego największa zasługa. A po nim przyszli Tajner, Kuttin, Lepistoe, Kruczek, teraz ze mną znów jest Lepistoe.
[b]Z tymi, którzy odeszli, utrzymuje pan kontakt?[/b]
Z Mikeską spotykamy się na zawodach, ale o skakaniu nie rozmawiamy. Ostatnio prosił, żebym mu pomógł znaleźć sponsora, bo chciał trenować Joasię Gawron. Pavel uważa, że ta dziewczyna ma talent i warto jej pomóc.
[b]A jak wyglądają teraz pana relacje z Heinzem Kuttinem. Kiedy zaczynał były wielkie nadzieje i świetna atmosfera, ale gdy po igrzyskach w Turynie odchodził, wyraźnie zgęstniała...[/b]
Do Kuttina miałem numer telefonu, ale kiedy nie tak dawno próbowałem zadzwonić, okazało się, że go zmienił. Nowego nie mam.
[b]Jeszcze kilka lat temu nie znał pan niemieckiego, który w skokach jest niemalże językiem urzędowym, teraz posługuje się pan nim swobodnie. Na ile zmieniło to pana życie?[/b]
Z tą swobodą, to lekka przesada, ale faktycznie jestem w stanie porozumiewać się bez problemów. To nie tylko ułatwia kontakty, ale wpływa na pewność siebie. Dzięki znajomości niemieckiego moje relacje z zagranicznymi kolegami też są teraz pełniejsze i mogę, co bardzo istotne, już bez tłumacza porozumiewać się ze swoim fińskim trenerem Hannu Lepistoe, który dobrze zna ten język.
[b]Sezon zacznie pan od badań wydolnościowych w Finlandii. Czy to oznacza, że współpraca z profesorem Jerzym Żołądziem to już przeszłość?[/b]
Decyzje podejmuje Hannu Lepistoe. Zdaję się na jego wiedzę i mądrość. Komuś musiałem zaufać i postawiłem na niego. Nie wiem, co postanowi. Jeśli zdecyduje, że nie korzystamy z uwag profesora, to się podporządkuję.
[b]Jeszcze niedawno pytany o wspólne przygotowania z kadrą Łukasza Kruczka mówił pan, że to byłoby dobre rozwiązanie. Dalej pan tak uważa?[/b]
Ja tak, ale nie wszyscy muszą tak sądzić. Rozmawiałem z Łukaszem i powiedział, że to może być niezręczna sytuacja. Wychodzi więc na to, że przygotowywać się będziemy oddzielnie, ale na zawodach pozostaniemy jedną drużyną.
[b]Ma pan już swój sztab na czele z Hannu Lepistoe. Jest w nim też Robert Mateja. To była pana sugestia?[/b]
Tak, moja i Lepistoe nie miał nic przeciwko temu. Robert jest nie tylko świetnym kolegą, ale też dobrym fachowcem. Dużo widzi, dobrze czyta skoki, czuje je jak mało kto. Na pewno bardzo się przyda.
[b]Gdzie będziecie trenować?[/b]
O tym decyduje trener, ale sądzę, że sporo czasu będę spędzał w Wiśle. Mam tu skocznię pod bokiem.
[b]Liczył pan, że jest ona podobna do tej w Vancouver, ale chyba tak nie jest?[/b]
Okazało się, że ta w Whistler – Vancouver jest inna od wszystkich. Od tej w Wiśle też, choć na papierze wydawało się, że są podobne. Olimpijska ma bardzo krótki próg, jak my mówimy zjazdowy, ale jest przyjazna. Mnie odpowiada, zresztą dobrze tam wypadłem w konkursie przedolimpijskim, więc jeśli pojadę na igrzyska, nie powinienem mieć czarnych myśli.
[b]Lepistoe powiedział w rozmowie z „Rz”, że skoczek rodzi się latem. Czy to oznacza, że Letnia Grand Prix będzie tym razem ważniejsza niż w poprzednim sezonie?[/b]
Na pewno nie będzie naszym celem. W moim wieku muszę ostrożnie gospodarować siłami i Hannu o tym wie. Z drugiej jednak strony wiem, że od początku sezonu zimowego muszę zbierać punkty Pucharu Świata, aby podczas igrzysk być w ścisłej czołówce i skakać w tych samych warunkach co najgroźniejsi rywale.
[b]Tak wiele zależy do pogody?[/b]
Wiatr odgrywa makabryczną rolę i nie można nic z tym zrobić, chyba tylko przenieść skocznię do hali. To nierealne oczywiście, ale każdy z nas wie, że przy obecnych obostrzeniach sprzętowych jeden niefortunny podmuch potrafi zniweczyć miesiące przygotowań.
[b]Ale podobno, jeśli skoczek jest w formie, to wiatr nie jest w stanie mu przeszkodzić...[/b]
Jeśli przewyższa rywali o klasę, to tak. Ale dziś nie ma nikogo takiego. O wygranej decydują detale. Zresztą wystarczy spojrzeć na wyniki konkursów. Rozstrzygnięcia niektórych z nich były co najmniej dziwne.
[b]Wie już pan, jak będzie wyglądało pana życie po sporcie?[/b]
Mam firmę Adam Małysz Sport Marketing, więc może dopiero wtedy rozwinę skrzydła. Nie wykluczam, że się upomni o mnie wielka polityka, bo widzę już zainteresowanie, ale to chyba nie dla mnie. Odpowiadać za innych ludzi to poważna sprawa. Na razie nie wybiegam więc tak daleko w przyszłość. Cieszą mnie drobne rzeczy, to, że Wisła tak ładnie się rozwija i jest już pięknym kurortem, a ludzie obok zmieniają się na moich oczach, bardzo dbają o detale i wygląd tego, co ich otacza. A turyści to doceniają.
[b]Jak spojrzy pan wstecz i przypomni sobie początki kariery, pamięta pan, o czym wtedy marzył?[/b]
O tym, żeby wygrać kiedyś choć raz konkurs Pucharu Świata.
[b]Nigdy pan nie żałował wyboru?[/b]
To nie ja wybierałem skoki, tylko skoki wybrały mnie. Wujek był trenerem, ojciec kierowcą w klubie. Można więc powiedzieć, że byłem skazany na skoki. I nie jest mi z tym źle.
[b]A marzenia jeszcze jakieś panu zostały?[/b]
Wciąż mam ich mnóstwo. Bez nich życie nie ma sensu.