Bez marzeń życie nie ma sensu

Adam Małysz rozmawia z Januszem Pinderą o tym, co było i będzie, o przyszłorocznych igrzyskach w Vancouver i szansach na olimpijskie złoto, życiu bez skoków i o tym, czy zdołał już oswoić sławę

Aktualizacja: 08.05.2009 06:27 Publikacja: 07.05.2009 17:11

Adam Małysz

Adam Małysz

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Myśli już pan o przyszłorocznych igrzyskach?[/b]

[b]Adam Małysz:[/b] Nie mam czasu, życie pędzi tak szybko, a ja mam teraz tyle spraw do załatwienia. Wiem tylko, że w połowie maja lecę na badania do Finlandii i zaczynam przygotowania. Na razie jednak skoki wyrzuciłem z głowy.

[b]Buduje pan w Wiśle nowy dom, kiedy się pan do niego przeprowadzi?[/b]

To jeszcze potrwa, ale na pewno nie przed olimpiadą. W nadchodzącym sezonie skoki będą najważniejsze. To przecież ostatnia szansa, by zdobyć złoty medal zimowych igrzysk.

[b]Przy nowym domu też będzie duży ogród, tak jak przy tym, w którym pan jeszcze mieszka?[/b]

Ogród na pewno będzie, choć mniejszy. Ale i tak będę miał, co przy nim robić. Jak sadzę bratki i inne kwiatki, które lubię, jak przycinam drzewka, to jestem szczęśliwy. Taki ze mnie mały ogrodnik.

[b]Do kina w Wiśle pan nie chodzi, książek nie czyta w tym swoim wypielęgnowanym ogrodzie?[/b]

Zaganiany jestem, nie mam kiedy. W kinie, jak dobrze pamiętam, ostatni raz byłem zimą, na książkę też nie ma czasu. Wolę z córką się pobawić. Za chwilę będzie dorosłą kobietą, nie chciałbym tego przeoczyć.

[b]Podróż życia ma pan już za sobą, czy taka wyprawa jest wciąż przed panem?[/b]

Przecież ja całe życie podróżuję. Z zawodów na zawody, jak nie samochodem, to przesiadam się z samolotu do samolotu. Chyba nic w tym dziwnego, że zamiast podróżować, wolę posiedzieć w domu. To dopiero prawdziwa przyjemność. Ale skłamałbym mówiąc, że nigdzie nie jeździmy z rodziną. Po sezonie lubimy skoczyć na narty do Austrii, innym razem, by się trochę ogrzać, w ciepłe kraje. To krótkie wypady, ale miłe.

[b]Nigdy pan nie myślał, żeby ten swój duży dom z ogrodem przenieść gdzie indziej, wyjechać z Wisły. Tyle słyszeliśmy, że turyści żyć panu nie dają, koczują przed bramą, by zrobić zdjęcie lub wyprosić autograf...[/b]

Nigdy nie mów nigdy. Naprawdę nie wiem, co kiedyś zrobię. Czasami ciężko w naszym kraju wytrzymać. Jak słyszę, co politycy wyprawiają z prezydentem Wałęsą, który mówi, że chyba przyjdzie mu wyjechać, gdy słyszę te kłótnie na górze, to mam dość i myślę sobie, że może gdzie indziej byłoby spokojniej. Ale za chwilę wiem, że i tak najlepiej jest w domu.

[b]Popularność już pana nie męczy tak jak dawniej?[/b]

Nauczyłem się z nią żyć, w jakimś sensie ją oswoiłem. Widać wiek robi swoje i chyba ta cała małyszomania trochę ucichła, ale na początku bardzo mnie męczyła. Teraz już tak tego nie odczuwam, choć wciąż się dziwię, co ja takiego mam w sobie, że mnie poznają. Ja, gdy widzę kogoś znanego z telewizji, to się zastanawiam, czy to na pewno on. A ci, którzy na mój widok od razu krzyczą – Małysz– nie mają żadnych wątpliwości.

[b]Wciąż interesuje się pan motoryzacją?[/b]

Czasopisma motoryzacyjne mógłbym przeglądać godzinami, gdyby czas nie uciekał tak szybko. Lubię oglądać wyścigi Formuły1, podziwiam Roberta Kubicę, ale te moje zainteresowania są znacznie starsze niż jego kariera. Tyle że kiedyś było nudno, a dzięki niemu jest ciekawie.

[b]Pan też się zmienia, staje się bardziej medialny. Kiedyś trudno było sobie wyobrazić Małysza w programie talk-show, a teraz?[/b]

Nie lubię siebie oglądać i nie wiem dlaczego, ale tak już jest. Być może dlatego, że jestem sportowcem i tylko ze sportem chcę być kojarzony. Ale zgoda, trochę się zmieniłem. Po kilku latach odmawiania przyjąłem zaproszenie od Szymona Majewskiego do jego programu i było całkiem sympatycznie.

[b]Ale telefon wciąż ma pan zastrzeżony?[/b]

Tak, ale wielu ludzi tak robi.

[b]Pamiętam, jak przed laty z entuzjazmem opowiadał pan o tym, że zbiera karty telefoniczne i wysyła z każdej podróży kartki znajomym...[/b]

Od kiedy z każdego miejsca na świecie można zadzwonić telefonem komórkowym karty telefoniczne straciły w dużym stopniu rację bytu. Do tego najładniejsze zawsze były w Japonii, a ostatnio tam nie jeżdżę.

[b]A kartki wysyła pan?[/b]

Kartki też obumierają, trochę mi głupio, ale już nie wysyłam. Przesyłam pozdrowienia drogą elektroniczną.

[b]Na skocznię wraca Janne Ahonen, wielki fiński skoczek. Trener Hannu Lepistoe twierdzi, że to pierwszy znany mu przypadek, gdy ktoś taki chce wrócić po rocznej przerwie. Krótko mówiąc nie wierzy, że Ahonenowi się uda. A pan?[/b]

Być może podczas tego roku nie skakał, ale na pewno trenował. O tym jestem przekonany. Widziałem z bliska jak wygląda. Jest szczuplejszy niż był. Myślę, że ten powrót zaplanował sobie już wcześniej, a przerwę zrobił tylko po to, by odpocząć psychicznie. Dla mnie nie jest to dobra wiadomość, bo będę miał o jednego, znakomitego rywala więcej.

[b]Nie wiadomo natomiast, czy Austriak Gregor Schlierenzauer upora się ze skutkami poważnej kontuzji, której doznał w ostatnim skoku minionego sezonu. Testował nowe narty i przy lądowaniu zerwał więzadła w kolanie...[/b]

Szczerze mu życzę powrotu do zdrowia, bo to nie tylko wybitny zawodnik, ale i fajny chłopak. Ja tego samego dnia też miałem upadek, ale poza kilkoma siniakami nic mi się nie stało. Takie sytuacje przypominają jednak, że skoki są niebezpiecznym sportem i nie można być zbyt pewnym siebie. Miałem szczęście, nigdy się nie połamałem, choć kilka razy boleśnie upadłem. Większość skoczków ma pod tym względem gorsze wspomnienia.

[b]Skoczkowie mówią, że lubią sporty ekstremalne. A pan od lat powtarza, że nie skoczy na linie, nie zaryzykuje skoku ze spadochronem. Dlaczego?[/b]

Wolę nie kusić losu. Jakbym miał coś pod nogami, to mogę spróbować. Ale to nie jest tak, że nie lubię ryzyka. Ostatnio rajdowiec Zbyszek Cieślar zabrał mnie do swojego samochodu i przejechaliśmy jeden z odcinków specjalnych. Nie ukrywam, duża sprawa.

[b]Jest pan przesądny?[/b]

Jak każdy jakieś tam swoje przesądy mam, ale bez przesady. Czarny kot nie zniechęci mnie do oddania skoku.

[b]Powiedział pan wcześniej o Schlierenzauerze, że to fajny chłopak. A przecież wielu uważa młodego Austriaka za bufona i zarozumialca. Tak nie jest?[/b]

Nic z tych rzeczy. Gregor czasami powie to, co myśli i skrzywi się przed kamerami, ale w stosunku do mnie zawsze jest w porządku. Przyjdzie, pogada, pożartuje. Nie mam z nim oczywiście aż tak dobrego kontaktu, jak ze Szwajcarami, Simonem Ammannem i Andreasem Kuettelem, z którymi znamy się wiele lat, ale złego słowa na niego nie dam powiedzieć. Co innego Thomas Morgenstern. On zmienił się nie do poznania. Jak wygrywał, był do rany przyłóż, ale gdy przyszły porażki, pokazał inne oblicze. Nie ukrywam, że jestem nim rozczarowany.

[b]A nasi młodzi skoczkowie szanują starszego kolegę i mistrza?[/b]

To są naprawdę sympatyczne chłopaki. Do tego mają talent i jeszcze będzie o nich głośno, jestem o tym przekonany.

[b]Wielu zawodników, pytanych o strach przed skokiem, mówi otwarcie o swoich lękach, o tym, że się tam na górze modlą, żegnają. A pan, co robi?[/b]

Coś w tym jest, że starsi skoczkowie, mający żony i dzieci, więcej myślą o niebezpieczeństwie niż młode wilczki, dla których liczy się tylko zwycięstwo. Wiem, co mówię, bo kiedyś też taki byłem. Młodość nie zna strachu, ma w sobie więcej fantazji i szaleństwa. Z wiekiem pojawia się rozwaga. Teraz trzy razy pomyślę, zanim coś zrobię. Przed skokiem jestem skoncentrowany, ale odrzucam negatywne myśli. Nie da się skakać myśląc, że można się zabić.

[b]Który z trenerów odegrał najważniejszą rolę w pana sportowym życiu?[/b]

Każdy wniósł coś innego, na pewno bardzo ważnego, ale nie zawsze potrafię to określić. Pierwszy był Andrzej Sobol w Wiśle, dopiero później wujek Janek Szturc. Na pewno ważny był Czech Pavel Mikeska, nie tylko dla mnie, ale dla całych polskich skoków. Za jego czasów wróciło pojęcie kadry narodowej. Odwieczny konflikt pomiędzy Zakopanem i Beskidami odsunął na bok, dla niego, człowieka z boku, choć zza miedzy, nie miało to znaczenia. Wszystko zgrał i stworzył prawdziwą drużynę. To chyba jego największa zasługa. A po nim przyszli Tajner, Kuttin, Lepistoe, Kruczek, teraz ze mną znów jest Lepistoe.

[b]Z tymi, którzy odeszli, utrzymuje pan kontakt?[/b]

Z Mikeską spotykamy się na zawodach, ale o skakaniu nie rozmawiamy. Ostatnio prosił, żebym mu pomógł znaleźć sponsora, bo chciał trenować Joasię Gawron. Pavel uważa, że ta dziewczyna ma talent i warto jej pomóc.

[b]A jak wyglądają teraz pana relacje z Heinzem Kuttinem. Kiedy zaczynał były wielkie nadzieje i świetna atmosfera, ale gdy po igrzyskach w Turynie odchodził, wyraźnie zgęstniała...[/b]

Do Kuttina miałem numer telefonu, ale kiedy nie tak dawno próbowałem zadzwonić, okazało się, że go zmienił. Nowego nie mam.

[b]Jeszcze kilka lat temu nie znał pan niemieckiego, który w skokach jest niemalże językiem urzędowym, teraz posługuje się pan nim swobodnie. Na ile zmieniło to pana życie?[/b]

Z tą swobodą, to lekka przesada, ale faktycznie jestem w stanie porozumiewać się bez problemów. To nie tylko ułatwia kontakty, ale wpływa na pewność siebie. Dzięki znajomości niemieckiego moje relacje z zagranicznymi kolegami też są teraz pełniejsze i mogę, co bardzo istotne, już bez tłumacza porozumiewać się ze swoim fińskim trenerem Hannu Lepistoe, który dobrze zna ten język.

[b]Sezon zacznie pan od badań wydolnościowych w Finlandii. Czy to oznacza, że współpraca z profesorem Jerzym Żołądziem to już przeszłość?[/b]

Decyzje podejmuje Hannu Lepistoe. Zdaję się na jego wiedzę i mądrość. Komuś musiałem zaufać i postawiłem na niego. Nie wiem, co postanowi. Jeśli zdecyduje, że nie korzystamy z uwag profesora, to się podporządkuję.

[b]Jeszcze niedawno pytany o wspólne przygotowania z kadrą Łukasza Kruczka mówił pan, że to byłoby dobre rozwiązanie. Dalej pan tak uważa?[/b]

Ja tak, ale nie wszyscy muszą tak sądzić. Rozmawiałem z Łukaszem i powiedział, że to może być niezręczna sytuacja. Wychodzi więc na to, że przygotowywać się będziemy oddzielnie, ale na zawodach pozostaniemy jedną drużyną.

[b]Ma pan już swój sztab na czele z Hannu Lepistoe. Jest w nim też Robert Mateja. To była pana sugestia?[/b]

Tak, moja i Lepistoe nie miał nic przeciwko temu. Robert jest nie tylko świetnym kolegą, ale też dobrym fachowcem. Dużo widzi, dobrze czyta skoki, czuje je jak mało kto. Na pewno bardzo się przyda.

[b]Gdzie będziecie trenować?[/b]

O tym decyduje trener, ale sądzę, że sporo czasu będę spędzał w Wiśle. Mam tu skocznię pod bokiem.

[b]Liczył pan, że jest ona podobna do tej w Vancouver, ale chyba tak nie jest?[/b]

Okazało się, że ta w Whistler – Vancouver jest inna od wszystkich. Od tej w Wiśle też, choć na papierze wydawało się, że są podobne. Olimpijska ma bardzo krótki próg, jak my mówimy zjazdowy, ale jest przyjazna. Mnie odpowiada, zresztą dobrze tam wypadłem w konkursie przedolimpijskim, więc jeśli pojadę na igrzyska, nie powinienem mieć czarnych myśli.

[b]Lepistoe powiedział w rozmowie z „Rz”, że skoczek rodzi się latem. Czy to oznacza, że Letnia Grand Prix będzie tym razem ważniejsza niż w poprzednim sezonie?[/b]

Na pewno nie będzie naszym celem. W moim wieku muszę ostrożnie gospodarować siłami i Hannu o tym wie. Z drugiej jednak strony wiem, że od początku sezonu zimowego muszę zbierać punkty Pucharu Świata, aby podczas igrzysk być w ścisłej czołówce i skakać w tych samych warunkach co najgroźniejsi rywale.

[b]Tak wiele zależy do pogody?[/b]

Wiatr odgrywa makabryczną rolę i nie można nic z tym zrobić, chyba tylko przenieść skocznię do hali. To nierealne oczywiście, ale każdy z nas wie, że przy obecnych obostrzeniach sprzętowych jeden niefortunny podmuch potrafi zniweczyć miesiące przygotowań.

[b]Ale podobno, jeśli skoczek jest w formie, to wiatr nie jest w stanie mu przeszkodzić...[/b]

Jeśli przewyższa rywali o klasę, to tak. Ale dziś nie ma nikogo takiego. O wygranej decydują detale. Zresztą wystarczy spojrzeć na wyniki konkursów. Rozstrzygnięcia niektórych z nich były co najmniej dziwne.

[b]Wie już pan, jak będzie wyglądało pana życie po sporcie?[/b]

Mam firmę Adam Małysz Sport Marketing, więc może dopiero wtedy rozwinę skrzydła. Nie wykluczam, że się upomni o mnie wielka polityka, bo widzę już zainteresowanie, ale to chyba nie dla mnie. Odpowiadać za innych ludzi to poważna sprawa. Na razie nie wybiegam więc tak daleko w przyszłość. Cieszą mnie drobne rzeczy, to, że Wisła tak ładnie się rozwija i jest już pięknym kurortem, a ludzie obok zmieniają się na moich oczach, bardzo dbają o detale i wygląd tego, co ich otacza. A turyści to doceniają.

[b]Jak spojrzy pan wstecz i przypomni sobie początki kariery, pamięta pan, o czym wtedy marzył?[/b]

O tym, żeby wygrać kiedyś choć raz konkurs Pucharu Świata.

[b]Nigdy pan nie żałował wyboru?[/b]

To nie ja wybierałem skoki, tylko skoki wybrały mnie. Wujek był trenerem, ojciec kierowcą w klubie. Można więc powiedzieć, że byłem skazany na skoki. I nie jest mi z tym źle.

[b]A marzenia jeszcze jakieś panu zostały?[/b]

Wciąż mam ich mnóstwo. Bez nich życie nie ma sensu.

[b]Myśli już pan o przyszłorocznych igrzyskach?[/b]

[b]Adam Małysz:[/b] Nie mam czasu, życie pędzi tak szybko, a ja mam teraz tyle spraw do załatwienia. Wiem tylko, że w połowie maja lecę na badania do Finlandii i zaczynam przygotowania. Na razie jednak skoki wyrzuciłem z głowy.

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy