Cinque Terre: Wiraże i miraże

Górskie wioski oblepiające skały. Wysypane kamykami zatoczki o niemal pionowych ścianach. Morze – zmięta, odblaskowa płachta. Idealne miejsce na włoskie wakacje. No właśnie, czy idealne?

Publikacja: 21.08.2009 01:20

Miasteczka przyklejone są do skał, a oddzielają je zatoki

Miasteczka przyklejone są do skał, a oddzielają je zatoki

Foto: Fotorzepa, Marta Sapała MS Marta Sapała

Red

Turysta, który wysiada z pociągu w Vernazzy, w Cinque Terre zaczyna się wspinać stromą uliczką. Walizka łomocze o nierówno ułożone kamienne płyty. Dźwięk odbija się od średniowiecznych murów. Turysta się potyka, klnie pod nosem i myśli: no, ale tu się przecież nie da żyć.

Każda z pięciu wiosek należących do Cinque Terre jest piękna, ale i... całkowicie niepraktyczna. Ich mieszkańcy na szczęście przez stulecia wypracowali całkiem wygodne rozwiązania. Wagoniki do transportu winnego urobku po stromych zboczach. Ruchome linki do suszenia prania. Dźwigi, które wyciągają ociekające morską wodą łodzie na ulicę. Prosto między restauracyjne stoliki. W Cinque Terre da się żyć.

[srodtytul]Pięć osad, pięć krain[/srodtytul]

Życie w Cinque Terre nawet buzuje. Najmłodsi tubylcy koziołkują z wysokich skałek prosto w przejrzystą toń, zerkając, czy robi to wrażenie na dziewczynach. Robi. Każdy skok jest nagradzany niemal stadionową owacją. Tubylcy w średnim wieku są bardziej bezpośredni, podchodzą do kandydatek i zapraszają je na łódkę. Trudno się oprzeć, zwłaszcza wieczorem, gdy słońce, topiąc się w morzu, barwi je na pomarańczowo. Najstarsi mieszkańcy Cinque Terre ograniczają się do obserwowania tych zalotów z bezpiecznej odległości. Wciągają łódki na kamienny placyk, siadają na ławeczkach pod suszącymi się sieciami. Piwo, papierosek, pogaduchy. Kolejny dzień odfajkowany.

Cinque Terre to pięć wiosek wklejonych w ostro opadające do morza ściany górskich kanionów, oddzielonych od siebie kolejnymi morskimi zatokami.

Wraz z otaczającym je krajobrazem znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Krajobraz składa się w przeważającej części z ułożonych tarasowo winnic; wysiłek włożony w ich stworzenie (2 tysiące hektarów winnych poletek jest podzielonych kamiennymi płotkami, których łączna długość wynosi około 7 tysięcy kilometrów) specjaliści porównują z pracą wykonaną przy budowie egipskich piramid.

Praca pokoleń osadników przynosi jednak efekty: na południowych stokach, schodzących wprost do Morza Liguryjskiego, które dodatkowo odbija światło, winorośl owocuje jak szalona.

Pierwsi osadnicy pojawili się tu w czasach Imperium Rzymskiego, jednak miniaturowe miasteczka powstały dużo później, bo w XIV wieku. Przez stulecia były odcięte od świata, skazane tylko na siebie i najbliższych sąsiadów. Mieszkańcy Monterosso, Vernazzy, Corniglii, Manaroli i najbardziej wysuniętego na południowy wschód Riomaggiore współpracowali więc ze sobą, do perfekcji opanowując sztukę wymiany bezgotówkowej. Wino za chleb, ziemniaki za oliwę, kosz ryb za zwój sznura. Nazwa Cinque Terre, Pięć Ziem, albo jak kto woli Pięć Krain, miała więc uzasadnienie – podróż z jednej wioski do drugiej była jak przeprawa między krainami. Płynęło się łodzią od jednej zatoki do drugiej. Albo wędrowało, trawersując zbocze ostro opadające do morza.

Ta droga, wydeptana przez tubylców – posłańców, tragarzy, handlarzy – w niemal pionowym klifie dziś służy turystom. Jej niektóre odcinki zostały ucywilizowane, wyposażone w latarnie, ławeczki. A nawet wybrukowane, jak najkrótszy odcinek z Riomaggiore do Manaroli, nazwany Via dell’Amore, Ścieżka Miłości. Jednak większość 18-

-kilometrowego szlaku to wąska półka zabezpieczona jedynie siatką rozpiętą na rozchybotanych słupkach. Widoki z prawie 400-metrowej skarpy zdecydowanie nie równoważą lęku wysokości.

Wokół kipi zieleń. Glicynie, pinie i agawy o seledynowych, kłujących powietrze łodygach. Słodki zapach jaśminu. Jaszczurki, motyle i cykady rywalizują o uwagę przechodniów. Kurz. Skwar.

Turkusowo-srebrzysta płachta Morza Liguryjskiego wygląda jak nierówno ufarbowana tkanina, którą prują w różnych miejscach przesuwające się motorówki i statki wycieczkowe. Co kilka kilometrów pojawia się kolejna miejscowość; z góry widać domy posklejane ze sobą jak jaskółcze gniazda. Stoją jedne na drugich, a przejścia między nimi są tak wąskie, że zmieści się jeden, niezbyt szeroki w barach, człowiek. Niemal żadnych placów, skwerów, ogrodów i podobnego urbanistycznego marnotrawstwa.

[srodtytul]Sekretne plaże[/srodtytul]

Wioski, mimo że są budowane według podobnego schematu, różnią się od siebie. Riomaggiore to pnąca się w górę ulicówka; leniwi turyści, którym nie w smak wspinaczka niemal wertykalnym deptakiem, mogą skorzystać z windy. Manarola, wklejona w ściany wąwozu, jest maleńka jak paznokieć. Corniglię łatwo przeoczyć, bo jako jedyna nie leży nad samym morzem, a szlak przechodzi jej skrajem. Vernazza, na skalistym cyplu, uważana za najładniejszą miejscowość Cinque Terre, to chaotyczny labirynt wąskich przejść zabudowanych domami w kolorach od brudnego bordo przez rozbielony buraczkowy po klasyczny róż majtkowy. Labirynt kończy się jak ucięty nożem i otwiera otoczoną kamienicami piazzą – jak amfiteatrem – na kąpielisko. Monterosso al Mare, kurort pełną gębą, rozlewa się w całkiem szerokiej górskiej dolinie.

Przejście całej trasy od Riomaggiore do Monterosso zajmuje pięć godzin. Wędrówkę można podzielić na odcinki i robić sobie przerwy – na pizzę, na pastę, na kąpiel. Małe, wysypane kamykami plaże mają wszystkie miasteczka oprócz Corniglii.

Przerwę na orzeźwiającą kąpiel można sobie zrobić również podczas wędrówki. Do plaż prowadzą zaplątane w gąszczu odnogi, zejścia są jednak na ogół dobrze ukryte i gdyby nie postawione przez życzliwych turystów drogowskazy „beach 15 minutes” albo „really beautiful beach. for free”, można by je przeoczyć.

Z Riomaggiore można też iść dalej na wschód, przez lasy piniowe, gaje oliwne, winnice i głazowiska z widokiem na morze, aż do Portovenere, rozłożonego na samym końcu półwyspu. Portovenere, choć nie należy już do elitarnego towarzystwa Pięciu Krain, ma równie dużo uroku. Jest tylko przystępniej położone, a przez to wygodniejsze w obsłudze. Dojeżdżają tu nawet autobusy.

Do Cinque Terre można się dostać jedynie pociągiem. Odcięte od świata wioski zostały w 1874 roku połączone linią kolejową. To był historyczny moment, Pięć Krain zyskało kontakt ze światem.

Z okien kursujących pociągów, o ile nie zagłębią się one w wyciętym w piaskowcu tunelu, oglądać można najpiękniejsze ruchome widokówki. Koszt zestawu: niecałe 3 euro. Tyle kosztuje bilet w II klasie.

W latach 60. XX w. do pięciu miasteczek doprowadzono asfaltową drogę. Wycięto ją ponad miasteczkami, ponad winnicami. Biegnie na wysokości 500 – 600 metrów nad poziomem szafirowej tafli Morza Liguryjskiego. Szosa nie bez przyczyny była częścią jednego z etapów tegorocznego wyścigu kolarskiego Giro d’Italia – podjazd jest morderczy. Warto jednak zacisnąć zęby, wrzucić najlżejszą przekładnię i wytrzymać półtorej godziny pedałowania pod górę. Nagrodą będzie przyjemność z długiego, wijącego się jak serpentyna zjazdu do Riomaggiore. I widoki. Bezcenne.

[srodtytul]Drogie piękno[/srodtytul]

Liguria, choć zachowała dużo autentyzmu, niewolna jest od komercyjnych pułapek zastawionych na turystów. Nadmorski szlak i wąskie uliczki Cinque Terre w sezonie są niemiłosiernie zatłoczone, ceny podbite do trudnego do zaakceptowania poziomu (najtańsza pizza 10 euro, pokój dwuosobowy minimum 75 euro), a większość restauracji nastawiona na przyjezdnych. Według zasady: zje, zapłaci, zapomni.

Na szczęście zdarzają się od tej reguły wyjątki. W liguryjskich gospodarstwach można kupić ręcznie tłoczoną oliwę – uważaną za jedną z najlepszych w całych Włoszech. Z winogron uprawianych na tarasach wokół pięciu wiosek wyciska się białe wino cinque terre. Wino ma długą historię – kilka jego butelek znaleziono w Pompejach. A z cytrynowych skórek powstaje likier limoncino – podstawa przyjemnego koktajlu, który pomaga znieść letni skwar.

Lokalnym wynalazkiem jest farinata – rodzaj naleśnika wypiekanego z mąki z cieciorki. W niedalekiej Genui, stolicy Ligurii, wynaleziono z kolei pesto. Okazało się, że jaskrawozielona bazylia, która rośnie na nasłonecznionych nadmorskich zboczach, utarta z orzeszkami piniowymi, oliwą i serem pecorino jest znakomitym remedium na szkorbut doskwierający średniowiecznym żeglarzom. Pesto i trofie, miejscowy makaron z kartofli(!), to zestaw klasyczny. Był konsumowany w Ligurii już za czasów wypraw krzyżowych.

Turysta, który wysiada z pociągu w Vernazzy, w Cinque Terre zaczyna się wspinać stromą uliczką. Walizka łomocze o nierówno ułożone kamienne płyty. Dźwięk odbija się od średniowiecznych murów. Turysta się potyka, klnie pod nosem i myśli: no, ale tu się przecież nie da żyć.

Każda z pięciu wiosek należących do Cinque Terre jest piękna, ale i... całkowicie niepraktyczna. Ich mieszkańcy na szczęście przez stulecia wypracowali całkiem wygodne rozwiązania. Wagoniki do transportu winnego urobku po stromych zboczach. Ruchome linki do suszenia prania. Dźwigi, które wyciągają ociekające morską wodą łodzie na ulicę. Prosto między restauracyjne stoliki. W Cinque Terre da się żyć.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy