W zeszłym tygodniu szef Fedu Ben Bernanke wlał nieco optymizmu w serca inwestorów, mówiąc, że gospodarka USA zdradza oznaki ożywienia. Jednak – czego inwestorzy w szale zakupów na giełdach już nie usłyszeli wyraźnie – dodał, że to ożywienie, szczególnie w pierwszej fazie, będzie dość powolne.
Ale i bez tego zastrzeżenia, nawet pobieżny rzut oka na twarde dane gospodarcze z USA pozwala stwierdzić, jak daleko jest jeszcze USA od poprawy sytuacji gospodarczej, która odczuwalna byłaby dla przeciętnego mieszkańca tego kraju. Według prognoz rządowych w tym roku amerykańskie PKB skurczy się o 2,8 proc. Niewielkie odbicie – według MFW – czeka gospodarkę USA dopiero w 2010 roku.
[srodtytul]Huśtawka danych[/srodtytul]
Przypomnijmy, recesja w Stanach trwa już szósty kwartał. Wprawdzie między marcem a czerwcem gospodarka amerykańska skurczyła się mniej od oczekiwań ekonomistów (-1,0 proc. wobec spodziewanych -1,5 proc.), ale amerykański przemysł wykorzystuje swoje moce wytwórcze w zaledwie 68 proc., najmniej od 1967 roku. Inwestorów martwi też to, że konsumpcja – motor tamtejszej gospodarki odpowiedzialny za ponad połowę PKB – spadła o 1,2 proc. po nieoczekiwanym wzroście w pierwszym kwartale.
A to już efekt rosnącego bezrobocia – w lipcu w gospodarce ubyło 247 tysięcy miejsc pracy, od początku recesji – aż 6,7 miliona. Stopa bezrobocia wyniosła 9,4 proc. i choć w lipcu spadła o 0,1 proc, to zdaniem wielu ekonomistów przez najbliższe kwartały nadal będzie rosnąć, przekraczając poziom 10 proc. Co gorsza, jedna trzecia bezrobotnych Amerykanów pozostaje bez pracy dłużej niż pół roku – to najgorszy wynik od 60 lat.