Amerykańską walutę, która od początku marca systematycznie osłabia się wobec większości innych walut, w 2010 r. czeka dalsza deprecjacja. Podwyżka stóp procentowych w USA może ją wprawdzie zahamować, ale z dużym opóźnieniem – twierdzą analitycy, którzy wykazywali się w ostatnim czasie największym wyczuciem spośród ponad 40 ekspertów uczestniczących regularnie w ankietach Bloomberga.
Obecnie kurs dolara wobec euro oscyluje wokół 1,50. Średnia prognoza ankietowanych przez Bloomberga analityków wskazuje, że amerykańska waluta nie powinna się już dalej osłabiać. Przeciwnie, nieznacznie się w 2010 r. umocni, do około 1,46.
Miałby to być m.in. efekt zacieśnienia przez Rezerwę Federalną polityki pieniężnej. Rozpowszechnione jest bowiem przekonanie, że obecna słabość dolara wynika z różnicy w stopach procentowych między USA a innymi krajami. Zachęca to inwestorów do stosowania go jako waluty fundującej w transakcjach typu carry-trade, polegających na pożyczaniu kapitału w kraju o niskich stopach procentowych i lokowaniu ich tam, gdzie koszt pieniądza jest wyższy.
Niektórzy eksperci wskazują także, że ożywienie w światowej gospodarce będzie wolniejsze, niż się powszechnie oczekuje. W tej sytuacji inwestorzy znów mogą zwrócić się ku dolarowi, uważanemu za bezpieczne schronienie na niepewne czasy, prowadząc do jego aprecjacji.
Najlepiej oceniane przez agencję Bloomberga zespoły analityczne oczekują jednak, że dolar pozostanie w trendzie spadkowym. Eksperci z banku Standard Chartered twierdzą, że jego kurs wobec euro w 2010 r. wzrośnie do 1,58. Oznaczałoby to deprecjację dolara o ponad 5 proc.