Reklama

USA prowadzi wojnę walutową

Spotkanie państw G20 w Korei dotyczy głównie potyczki dolara z juanem. Waszyngton chce narzucić nowe regulacje, inni nie. Wzrost narodowego protekcjonizmu jest już prawie pewny

Aktualizacja: 23.10.2010 10:20 Publikacja: 22.10.2010 20:39

USA prowadzi wojnę walutową

Foto: AFP

Oficjalnie żadne z państw z grupy najbogatszych na świecie (G20), których ministrowie finansów i szefowie banków centralnych debatują do niedzieli w koreańskim Gyeongju, nie chce wojny na kursy walut. Wzrost jednak protekcjonizmu w gospodarce, czego przejawem są właśnie m.in. foreksowe potyczki czołowych eksporterów, jest już prawie pewien.

Zwłaszcza że nabrzmiewa na tym tle konflikt pomiędzy największym dłużnikiem świata – Stanami Zjednoczonymi, i gospodarczą lokomotywą, jaką są dzisiaj Chiny. Władze w Pekinie specjalnie się nie spieszą z umocnieniem juana, podczas gdy Amerykanie w słabym dolarze pokładają nadzieję na szybsze wyjście z kryzysu.

Najbardziej kontrowersyjny pomysł na przywrócenie normalnej sytuacji na rynkach walutowych ma amerykański sekretarz skarbu Timothy Geithner. Uważa, że najlepiej byłoby ustalić wysokość deficytu i nadwyżki na rachunku bieżącym, których przekroczenie zobowiązywałoby poszczególne kraje do energicznej interwencji walutowej. Ten deficyt lub nadwyżka nie mogłyby wynosić więcej ani mniej niż 4 proc. PKB.

Amerykanie wręcz twierdzą, że tylko w ten sposób można będzie zbudować pokryzysowy światowy porządek gospodarczy. Tyle że dzisiaj największe nadwyżki w wymianie handlowej mają Arabia Saudyjska, Niemcy i Rosja, chociaż Amerykanie utrzymują, że brakowi równowagi na rynkach światowych winne są przede wszystkim Chiny.

Amerykański pomysł uzyskał wsparcie jedynie Francuzów i Kanadyjczyków. – To powrót do gospodarki planowej – oburzyli się Japończycy, Rosjanie i Niemcy. Rosyjski wicepremier Dimitrij Pankin zapowiedział, że w komunikacie na zakończenie spotkania w Korei nie pojawią się żadne liczby. – Kursy muszą być uzależnione od rynku, a nie wyznaczane administracyjnie. I przede wszystkim należy wystrzegać się nadmiernych interwencji – mówił, zapewne nauczony ogromnymi kosztami ratowania rubla w 2009 roku.

Reklama
Reklama

Zdaniem przedstawicieli tych krajów kłopoty z powrotem do normalnych warunków funkcjonowania światowej gospodarki to efekt głównie rozregulowania na rynku amerykańskim. Potwierdzeniem tego są rosnące oczekiwania inwestorów, że Rezerwa Federalna (Fed) jest znów zdecydowana dodrukować pieniądze, by wpompować je w system. Okazuje się, że ustalenie nowego pokryzysowego porządku jest trudniejsze, niż było ponad rok temu skoordynowanie pakietów stymulacyjnych.

Powodem obecnych kłopotów jest to, że różne jest tempo wychodzenia z kryzysu w krajach rozwiniętych. Jednocześnie wpływ na to mają dążenia krajów rozwijających się do utrzymania konkurencyjności eksportu, która nadal napędza ich wzrost. Dzieje się tak właśnie dzięki niezbyt drogim walutom.

Oficjalnie żadne z państw z grupy najbogatszych na świecie (G20), których ministrowie finansów i szefowie banków centralnych debatują do niedzieli w koreańskim Gyeongju, nie chce wojny na kursy walut. Wzrost jednak protekcjonizmu w gospodarce, czego przejawem są właśnie m.in. foreksowe potyczki czołowych eksporterów, jest już prawie pewien.

Zwłaszcza że nabrzmiewa na tym tle konflikt pomiędzy największym dłużnikiem świata – Stanami Zjednoczonymi, i gospodarczą lokomotywą, jaką są dzisiaj Chiny. Władze w Pekinie specjalnie się nie spieszą z umocnieniem juana, podczas gdy Amerykanie w słabym dolarze pokładają nadzieję na szybsze wyjście z kryzysu.

Reklama
Ekonomia
Polska już w 2026 r. będzie wydawać 5 proc. PKB na obronność
Ekonomia
Budżet nowej Wspólnoty
Ekonomia
Nowe czasy wymagają nowego podejścia
Ekonomia
Pacjenci w Polsce i Europie zyskali nowe wsparcie
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Ekonomia
Sektor usług biznesowych pisze nową strategię wzrostu
Reklama
Reklama