Te złe OFE

Publikacja: 26.11.2010 01:56

Dyskusja o systemie emerytalnym trwa w najlepsze. Jeśli śledzić uważnie wszystkie komentarze, rysuje się jasny i czytelny obraz. Jedna strona sporu, pod wodzą pani minister pracy, wskazuje na OFE jako źródło wszelkiego zła – z jednej strony fundusze domagają się od państwa zasilania dziesiątkami miliardów złotych, co prowadzi do wzrostu długu publicznego, z drugiej inwestują pieniądze przyszłych emerytów nieefektywnie, wypracowując śmiesznie niskie przyszłe emerytury (a wysokie zyski tylko dla siebie samych).

Po drugiej stronie frontu stoi zespół ekspertów emerytalnych pod wodzą ministra Boniego. Ich zdaniem, wprowadzona w roku 1998 reforma rozwiązuje większość naszych problemów, choć niezbędne jest udoskonalenie sposobu funkcjonowania OFE, tak by ze sobą silniej konkurowały.

[ul][li] [/li][/ul] Za obu walczącymi grupami zgromadziły się spore obozy komentatorów. Z punktu widzenia obozu niechętnego OFE mamy do czynienia z typowym liberalnym oszustwem – wyprowadzeniem pieniędzy z dobrego ZUS, po to by zyskami mogły się napaść pazerne, prywatne firmy. Dla tego obozu nie ma wątpliwości, że OFE trzeba zlikwidować, a składki emerytalne w całości lokować w ZUS, bo tylko w ten sposób zapewni się ludziom godziwe emerytury. Z kolei z punktu widzenia obozu broniącego OFE, obecna wojna to nic innego, jak próba skoku na kasę – zawłaszczenia przez ZUS zgromadzonych w OFE oszczędności.

[ul][li] [/li][/ul] Rzecz w tym, że ani jeden obóz, ani drugi nie mają racji – a raczej prezentują tylko wygodną dla siebie część prawdy, nie odnosząc się do całości problemu.

A problem brzmi następująco: system emerytalny już dziś wypłaca o kilkadziesiąt miliardów złotych świadczeń więcej, niż zbiera składek. W przyszłości, wobec procesów starzenia się społeczeństwa, sytuacja będzie się tylko pogarszać. 

Skoro pieniędzy jest mniej niż potrzeb, to można to rozwiązać na dwa sposoby: albo zwiększając podatki, by sfinansować rosnące subwencje do ZUS; albo godząc się z drastycznym spadkiem relacji emerytury do płacy, być może do poziomu 30 – 40 proc. (zamiast obecnych 60 proc.). Chyba że wszyscy zgodzimy się, by zwiększyć zarówno ilość pieniędzy do podziału, jak przeciętną przyszłą emeryturę – a to da się osiągnąć tylko poprzez przesunięcie wieku emerytalnego i spowodowanie, by więcej Polaków pracowało.

A co ma z tym wspólnego cała dyskusja o OFE? No cóż, skoro cały system jest w głębokim deficycie

– to cała dyskusja o tym, czy zostawić, czy też zabrać z OFE nasze oszczędności, jest bzdurna, bo rzeczywistych oszczędności wcale tam nie ma. Są tylko zobowiązania państwa wobec emerytów, które można zapisywać w taki bądź inny sposób.

Myślę, że sposób z OFE jest lepszy, bo lepiej informuje o rzeczywistej sytuacji, może pozwolić na nieco wyższą efektywność systemu i czyni emerytury nieco bezpieczniejszymi. Ale bez przesady. OFE i ZUS to w rzeczywistości dwie puste kieszenie. Od samego przekładania kartek z obietnicami z jednej kieszeni do drugiej realnych pieniędzy nie przybędzie.

[i]Autor jest profesorem, głównym ekonomistą PricewaterhouseCoopers[/i]

Dyskusja o systemie emerytalnym trwa w najlepsze. Jeśli śledzić uważnie wszystkie komentarze, rysuje się jasny i czytelny obraz. Jedna strona sporu, pod wodzą pani minister pracy, wskazuje na OFE jako źródło wszelkiego zła – z jednej strony fundusze domagają się od państwa zasilania dziesiątkami miliardów złotych, co prowadzi do wzrostu długu publicznego, z drugiej inwestują pieniądze przyszłych emerytów nieefektywnie, wypracowując śmiesznie niskie przyszłe emerytury (a wysokie zyski tylko dla siebie samych).

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Materiał Promocyjny
Porównywarka finansowa, czyli jak szybko wybrać najlepszy produkt bankowy
Ekonomia
Świetny debiut Diagnostyki na GPW. Akcje mocno w górę
Ekonomia
Zielona energia z morskiej farmy Baltica 2 popłynie już za dwa lata
Ekonomia
Bezpieczne ferie z Wojażerem
Materiał Promocyjny
Weekendowe Nadania od InPost – usprawnij logistykę Twojej firmy