Wprawdzie nas, w Polsce, głównie rozpalają dyskusje o tym, którzy politycy opuszczą które partie, a w najlepszym razie, czy nasz rząd zadłuża się w tempie szybszym czy wolniejszym niż za Gierka (co odwołuje się do ducha sportowej rywalizacji), jednak na świecie i w Europie dzieją się rzeczy nieco poważniejsze.
Globalna gospodarka tkwi w potężnym kryzysie, który może się ciągnąć jeszcze latami i doprowadzić do przewartościowania wielu poglądów, które jeszcze niedawno wydawały się niepodlegającymi wątpliwości aksjomatami. Ścieżki rozwoju, które wydawały się magicznymi drogami do zamożności, okazały się ślepymi uliczkami. Rynki finansowe, które uważano za doskonale zorganizowane i stabilne, zmieniły się w miejsce do marnowania oszczędności ludzi. Budzące zazdrość, wysoko zyskowne instytucje stały się bankrutami. Wzrost gospodarczy w wielu krajach świata wyparował, podobnie jak wyparowało zaufanie do ich zdolności do trwałego rozwoju. Słowem, pojawiły się trudne pytania, na które usiłuje się dziś odpowiedzieć.
Jedno z tych pytań dotyczy funkcjonowania wspólnej waluty euro. Kiedy wprowadzano ją dekadę temu, wydawała się świetną receptą na gospodarczą stabilność. Rynki finansowe uwierzyły, że krajom, które używają euro, nie grożą żadne poważniejsze zawirowania. Spadły stopy procentowe, spadła inflacja – na czym najbardziej skorzystały kraje południowej Europy, które w przeszłości były symbolem „miękkich” finansów. Jak na drożdżach zaczęły rosnąć pensje w Grecji i ceny nieruchomości w Hiszpanii, rosły dochody i poziom życia.
Dziś widać, że euro nie jest magiczną miksturą, która gwarantuje, że ten, kto zachowuje się jak finansowy szaleniec, nie wpadnie w kłopoty. Podstawowa arytmetyka nadal się liczy – jeśli ktoś zadłuża się powyżej bezpiecznego poziomu, staje na skraju bankructwa nawet wówczas, gdy używa euro. Tyle że jego problemy dotykają również innych użytkowników wspólnej waluty.
Nie ma więc wątpliwości, że funkcjonowanie euro wymaga ponownego przemyślenia. I to właśnie głównie interesuje dziś większość Europejczyków. Jeśli euro ma przetrwać i zapewniać Unii Europejskiej stabilność, za siłą waluty musi stać siła finansów.