Miasta na skraju bankructwa

USA: brakuje pieniędzy na szkoły, strażaków, policjantów, wywóz śmieci. Lokalne władze zamykają parki, wyprzedają majątek, podnoszą podatki i przed terminem wypuszczają więźniów

Publikacja: 31.12.2010 04:02

Burmistrz Newark, szukając oszczędności, zwalnia policjantów i strażaków

Burmistrz Newark, szukając oszczędności, zwalnia policjantów i strażaków

Foto: AP

Kryzys finansowy w 2011 roku może doprowadzić do bankructwa najbardziej zadłużonych amerykańskich miast. Przed czarnym scenariuszem dla lokalnych władz ostrzega Meredith Whitney, która jest znanym analitykiem finansowym. Jej zdaniem problemy finansowe wielu miast i stanów – których długi wynoszą łącznie 2 biliony dolarów – są potencjalnie niebezpieczne dla kruchego wzrostu gospodarczego Stanów Zjednoczonych.

– Obok problemów na rynku nieruchomości to jedna z najważniejszych kwestii i z pewnością największe zagrożenie dla amerykańskiej gospodarki. W grę wchodzą setki miliardów dolarów – przekonywała Whitney na antenie telewizji CBS, prognozując, że poważne kłopoty ze spłatą swoich zobowiązań finansowych może mieć 50 – 100 miast. Lokalne władze decydują się więc na ograniczanie liczby nauczycieli, policjantów i strażaków, zamykanie parków, wyłączanie latarni ulicznych, zmuszanie ludzi, by samodzielnie odśnieżali ulice. W niektórych miastach nawet tak radykalne kroki wciąż są jednak niewystarczające, aby chociaż zbliżyć się do zbilansowania budżetu.

[srodtytul]Newark zwalnia policjantów [/srodtytul]

Pusta kasa to wielki problem między innymi władz Newark – położonego niedaleko Nowego Jorku największego miasta w New Jersey, znanego Polakom głównie z międzynarodowego lotniska obsługującego nowojorską metropolię. Według portalu NJ. com w tak złej sytuacji finansowej Newark nie było jeszcze nigdy w swojej historii. Aby chociaż trochę załatać wynoszącą 83 miliony dolarów (ok. 250 mln zł) dziurę budżetową, burmistrz Cory Booker zdecydował się zwolnić 860 osób, w tym ponad 160 policjantów i 96 strażaków. Od grudnia bezpieczeństwa na ulicach pilnuje więc prawie o 15 procent policjantów mniej. I chociaż urzędnicy przekonują, że mieszkańcy praktycznie nie zauważą różnicy, to – według relacji telewizji CBS – w Newark czuć strach przed gwałtownym wzrostem przestępczości.

– Nie sądzę, by był to dobry pomysł, ponieważ pracę tracą nie tylko policjanci, ale również inni fachowcy. I co oni zrobią? W końcu posuną się do przemocy – przekonywał jeden z mieszkańców Morolake Rami Johnson.

Przed skutkami masowych zwolnień policjantów i strażaków ostrzegają też największe związki zawodowe, których szefowie przekonują, iż narażają one bezpieczeństwo mieszkańców Newark. Przestępczość w mieście już tego lata osiągnęła bowiem – zdaniem związkowców – największy poziom od 20 lat. Według burmistrza olbrzymie redukcje zatrudnienia były jednak konieczne, ponieważ dzięki nim pogrążone w długach miasto zaoszczędzi około 10 milionów dolarów.

To jednak oczywiście wciąż za mało, by zatkać ogromną dziurę budżetową. W październiku Rada Miasta Newark zatwierdziła więc plan pilnej sprzedaży 17 budynków, w tym remiz straży pożarnej i posterunków policji. Ma on przynieść do budżetu 40 milionów dolarów. Za wynajem sprzedanych budynków miasto będzie płacić do 2030 roku ok. 6,5 miliona dolarów rocznie.

– Gdybyśmy tego nie zrobili, podatki poszybowałyby w górę od 35 do 42 procent – przekonywał przewodniczący rady Donald Payne, cytowany przez Agencję Bloomberg. Na razie podatek od nieruchomości wzrośnie zaś o 16 procent. Burmistrz Cory Booker chciał oddać w ręce prywatnego inwestora nawet system wodociągów, ale na to nie zgodzili się członkowie rady miejskiej.

Problemy z zadłużeniem ma zresztą cały stan New Jersey. Jego gubernator Chris Christie charakteryzuje je wyjątkowo krótko i treściwie. – Na wszystko wydajemy zbyt dużo. Wydajemy pieniądze, których nie mamy. Wcześniej w szaleńczy sposób je pożyczaliśmy, ale z tym już koniec. Teraz musimy wydostać się z dziury, którą kopaliśmy przez ponad dekadę. Wspinanie się w górę będzie jednak trudne – tłumaczył 48-letni polityk.

[srodtytul]Detroit się skurczy[/srodtytul]

Dave Bing, burmistrz Detroit, również nie pozostawia wyborcom złudzeń: władz miasta nie stać na zapewnienie nawet najbardziej podstawowych usług. Po tym, jak niegdyś dwumilionowe miasto popadło w ruinę w związku z upadkiem przemysłu samochodowego, zostało w nim już zaledwie 800 – 850 tys. mieszkańców. Wartość domów zanurkowała tak ostro w dół, że właścicielem własnych czterech kątów można się stać już za 100 dolarów (ok. 300 zł), a średnia cena transakcyjna na rynku domów wynosi ok. 7500 dolarów (ok. 23 tys. zł). Wiele osób, które zobaczyły, że ich domy są warte zaledwie ułamek wartości kredytu hipotecznego, porzuciło i wyprowadziło się, aby szukać szczęścia w innych rejonach Stanów Zjednoczonych. W budżecie Detroit m.in. z powodu niezapłaconych podatków od nieruchomości pojawiła się zaś dziura w wysokości 300 milionów dolarów.

Pieniędzy brakuje nie tylko na remonty dróg, szkoły czy komunikację miejską, ale również na opłacenie strażaków, zapewnienie bezpieczeństwa publicznego, wywóz śmieci. Właśnie dlatego burmistrz Detroit zamierza zmniejszyć obszar, na którym miasto będzie świadczyć usługi, o jedną trzecią i namawia tych, którzy w nich pozostali, aby przeprowadzili się z rejonów, w których jest najwięcej opuszczonych domów do wskazanych przez miejskie władze siedmiu – dziewięciu najgęściej zamieszkanych dzielnic. Na łamach „Detroit Free Press” Dave Bing podkreślił, że chociaż oczywiście nikt nie będzie siłą zmuszany do przeprowadzki, to ci, którzy zostaną poza wyznaczonymi rejonami miasta, nie będą mogli liczyć na usługi, do których się przyzwyczaili i których od miasta oczekują.

– Będzie im dużo lepiej, jeżeli przeniosą się do gęściej zaludnionych dzielnic, w których będziemy mogli zapewnić im bieżącą wodę, kanalizację, oświetlenie, bezpieczeństwo – przekonywał burmistrz De-

troit, podkreślając, że jest przekonany, iż skupianie się na wybranych częściach miastach to właściwy kierunek na przyszłość.

Gdy forsowany przez niego plan zostanie w 2011 roku w pełni zrealizowany, miasto przestanie zapewniać jakiekolwiek usługi na obszarze 115 kilometrów kwadratowych, leżących teraz w granicach Detroit. Dave Bing – znany jako gwiazda koszykówki NBA – chce zrównać z ziemią tysiące opuszczonych domów, a na ich miejscu utworzyć wielkie farmy. Jego zdaniem tylko zmniejszone miasto ma bowiem szanse na przetrwanie. Mimo wszystko burmistrz Detroit z optymizmem patrzy na przyszłość miasta, przekonując, że za jakieś 10 – 20 lat powinno się ono otrząsnąć ze skutków recesji.

[srodtytul]Zagrożone nawet stany[/srodtytul]

Cytowani przez dziennik „The New York Times” analitycy ostrzegają jednak, że widmo bankructwa to problem nie tylko miast, ale i całych stanów. Chociaż od czasów wielkiej depresji niewypłacalności nie ogłosił żaden stan, to obecnie coraz bardziej zagrożone finansową katastrofą są m.in. Kalifornia oraz Illinois. Ten ostatni stan wydał w tym roku dwa razy więcej pieniędzy, niż zebrał od podatników i spóźnia się z wypłatami dla wierzycieli o mniej więcej pół roku. Według firmy CMA Datavision ryzyko niewypłacalności wynosi w jego przypadku aż 21 procent.

Aby zatkać dziurę budżetową, przed terminem zwolniono już z więzień w USA kilkadziesiąt tysięcy osób. Kryzysową amnestią zostali objęci m.in. skazani w Illinois, Kalifornii, Kolorado, Luizjanie, Nevadzie, Nowym Jorku, Oregonie, Teksasie, Waszyngtonie, Wirginii Zachodniej i Wisconsin. Władze stanowe podnoszą czesne na uczelniach (np. w Kalifornii o ponad 30 proc.) i wyprzedają majątek. W mediach głośnym echem odbiła się m.in. sprzedaż budynków stanowego parlamentu i sądu najwyższego przez władze Arizony i wzięcie ich w leasing.

Kryzys finansowy w 2011 roku może doprowadzić do bankructwa najbardziej zadłużonych amerykańskich miast. Przed czarnym scenariuszem dla lokalnych władz ostrzega Meredith Whitney, która jest znanym analitykiem finansowym. Jej zdaniem problemy finansowe wielu miast i stanów – których długi wynoszą łącznie 2 biliony dolarów – są potencjalnie niebezpieczne dla kruchego wzrostu gospodarczego Stanów Zjednoczonych.

– Obok problemów na rynku nieruchomości to jedna z najważniejszych kwestii i z pewnością największe zagrożenie dla amerykańskiej gospodarki. W grę wchodzą setki miliardów dolarów – przekonywała Whitney na antenie telewizji CBS, prognozując, że poważne kłopoty ze spłatą swoich zobowiązań finansowych może mieć 50 – 100 miast. Lokalne władze decydują się więc na ograniczanie liczby nauczycieli, policjantów i strażaków, zamykanie parków, wyłączanie latarni ulicznych, zmuszanie ludzi, by samodzielnie odśnieżali ulice. W niektórych miastach nawet tak radykalne kroki wciąż są jednak niewystarczające, aby chociaż zbliżyć się do zbilansowania budżetu.

Pozostało 87% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy