Mysz trafiła do szuflady, obok dwóch poprzedniczek. Czekają na zbiórkę elektrośmieci wraz z popsutą cyfrówką – koszt jej naprawy to ponad jedna trzecia ceny aparatu nowej generacji. Okazały się jednorazówkami jak coraz więcej produktów w naszym otoczeniu.
Przyzwyczailiśmy się już do jedzenia na jednorazowych tackach, do kawy z jednorazowych kubków, herbaty parzonej w jednorazowych torebkach i do długopisów, do których nie da się kupić wkładu.
W wielu sytuacjach jednorazówki to błogosławieństwo dla higieny: igły, strzykawki, rękawiczki, ręczniki w toaletach. Jednak w kategorii produktów „na raz” przybywa rzeczy, które kiedyś towarzyszyły nam przez wiele lat. Coraz częściej jednorazówką, której nie opłaca się naprawiać, okazują się sprzęty AGD, telewizory, komputery, zegarki, telefony komórkowe. Po co naprawiać nową komórkę, skoro bardziej wypasioną niż stara dostaniemy za złotówkę, przedłużając umowę z operatorem?
[srodtytul]Wolny rynek. Wolny wybór[/srodtytul]
Zdaniem psychologów to skutek zmiany naszych zwyczajów konsumpcyjnych, czemu sprzyjają rosnąca produkcja i zalew towarów w sklepach. – Kiedyś, gdy były problemy z dostępnością wielu towarów, dużo bardziej je ceniliśmy. Dziś reklamy przekonują nas, że nowości są dużo lepsze, więc starszy sprzęt staje się bezwartościowy – mówi Jakub Traczyk, psycholog biznesu z wrocławskiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.