Obrazy Opałki mają stabilne, bardzo wysokie ceny

Rozmowa z Edwinem Nowackim, antykwariuszem z Poznania

Publikacja: 26.05.2011 01:12

Obrazy Opałki mają stabilne, bardzo wysokie ceny

Foto: ROL

Rz: W 2004 roku, w czasie załamania na rynku sztuki, zamknął pan antykwariat. Dziś na rynku panuje kryzys, a pan wraca do branży. Dlaczego?

Edwin Nowacki:

Rynek jest teraz trudniejszy niż w 2004 roku. Otworzyłem antykwariat w 1993 roku na Starym Rynku w Poznaniu, miałem wielu stałych klientów. Byli to przede wszystkim obcokrajowcy, którzy prowadzili nad Wisłą przedsiębiorstwa i dekorowali swoje domy w Polsce sztuką i antykami. Ci odbiorcy się nasycili. Wtedy kryzys nastąpił również dlatego, że na krajowym rynku antyków nastąpił gwałtowny rozwój handlu w Internecie. Te oraz inne przyczyny sprawiły, że zamknąłem firmę, ponieważ wynajęcie własnego lokalu na inne cele stało się bardziej opłacalne niż handel antykami. Lokal, który teraz wynająłem dla siebie, ma atrakcyjną cenę. Postanowiłem zaryzykować. Tym bardziej że w Poznaniu dobrze funkcjonuje kilka antykwariatów, które istnieją od lat, np. Desa. Nie liczę na szybki sukces finansowy. Po prostu lubię przebywać w otoczeniu sztuki i kolekcjonerów.

Dlaczego obecnie rynek jest trudniejszy niż w czasie kryzysu pięć – sześć lat temu?

Jeździłem i dla własnej przyjemności jeżdżę na europejskie targi antyków do Maastricht, Kolonii, Londynu. Obserwuję światowe notowania, zwłaszcza poloników. Kryzys dotyczy właściwie tylko rzeczy najsłabszych i średniej klasy, ponieważ zakupy na rynku sztuki ograniczyli przede wszystkim ludzie najmniej zamożni. W Polsce, tak jak na zachodnim rynku, poszukiwane i chętnie kupowane są rzeczy wybitne. Na przykład obrazy Romana Opałki mają stabilne bardzo wysokie ceny.

Sądzę, że hamulcem w rozwoju krajowego rynku jest nie tylko kryzys ekonomiczny, lecz także fakt, że klienci mają coraz mniej czasu na odwiedzanie galerii i antykwariatów. Kupują najczęściej tylko przez Internet lub przez telefon na aukcjach.

Klienci na tym tracą?

Tak. Zwłaszcza debiutanci. Jeśli ktoś nie ma sprecyzowanych zamiłowań, to duża oferta prezentowana na krótkim pokazie przedaukcyjnym może wprowadzać w błąd. Samo licytowanie na aukcji bywa stresem. Natomiast w antykwariatach lub w galeriach klient godzinami może oglądać obiekty, może pytać o nie, konsultować ich jakość artystyczną z przyprowadzanymi przez siebie niezależnymi znawcami rynku. Im więcej dobrych antykwariatów na ulicach, tym łatwiej ludzie nauczą się kupować sztukę. Pójście do muzeum to jest specjalna wyprawa, podobnie na aukcję. Natomiast do antykwariatu możemy wejść z ulicy, bez celebry. To może być codzienne ćwiczenie oka, oswajanie się ze sztuką.

Z rozmów z marszandami lub antykwariuszami wynika, że jednak zakupy najczęściej dokonywane są dobrze po północy przez Internet...

Częste odwiedzanie galerii lub antykwariatów to świetny relaks! Sztuki nie warto kupować tylko przez telefon lub tylko przez Internet. Obraz czy mebel niekiedy inaczej wygląda na zdjęciu niż na żywo. Jeden ze znanych szwajcarskich antykwariuszy powiedział mi, że z uwagi na złe doświadczenia nigdy już nie kupi antyku tylko na podstawie fotografii i tylko na podstawie rekomendacji znanego kolekcjonera. Woli wsiąść do samolotu i lecieć na drugi koniec świata, aby poczuć ten przedmiot w rękach.

Kupno obrazu powinno nas angażować emocjonalnie. Dobrze wybrany obraz może być z nami przez całe życie. Oczywiście gdy kupujemy przedmiot na inwestycję, zakup powinien być odpowiednio przygotowany. Gdy na przykład kupujemy plac budowlany, to zakup poprzedzają analizy danych z wielu urzędów. Wynajmujemy niezależnych specjalistów. Dublujemy diagnozy. Zakup obrazu lub antyku na inwestycję powinien być równie dojrzały! Niestety, z obserwacji wynika, że inwestycyjnych zakupów niektórzy klienci dokonują tylko na podstawie informacji z prasy.

Analiza zdjęć w Internecie nie wystarczy? Czasami oferowany przedmiot ma kilkadziesiąt fotografii... Kupowanie na aukcjach najmłodszej sztuki tylko na podstawie fotografii to niewielkie ryzyko, bo obrazy są po 200 – 500 zł.

Gdybym, załóżmy, kupował w Internecie obraz Leona Wyczółkowskiego, to teoretycznie mógłbym go sobie wyobrazić, ponieważ znam z rynku obrazy tego malarza. Znam format oferowanego dzieła, datę jego powstania i mogę przypisać je do określonego okresu w dorobku Wyczółkowskiego. Natomiast w przypadku najmłodszych malarzy, nieznanych debiutantów, nie mamy żadnej skali porównawczej.

Tu nie chodzi o pieniądze, o to, że stracimy 500 zł plus koszty przesyłki, bo z Internetu kupimy obraz, który w naturze nam nie będzie odpowiadał. Prawdziwa strata może polegać na tym, że oglądając ofertę tylko w Internecie, nie docenimy jakiegoś nieznanego artysty.

Udzielił pan wywiadu „Moim Pieniądzom" w 2002 roku. Wtedy mówiło się, że brak klasy średniej jest najważniejszą przeszkodą w rozwoju krajowego rynku sztuki. Zmieniło się coś w tej dziedzinie?

Tak. Pojawili się młodzi zamożni ludzie, którzy nie są kolekcjonerami. Zainteresowani są tylko dobrym lokowaniem pieniędzy w sztuce lub w antykach, które przy okazji pełnią funkcję dekoracyjną, a nawet użytkową.

Co pan ma w ofercie?

Malarstwo i rzemiosło artystyczne w bardzo różnych cenach. Jest na przykład muzealnej klasy wczesny obraz Leona Wyczółkowskiego za 60 tys. zł. Ale są też drobne srebra stołowe z bardzo dobrych polskich warsztatów z XIX wieku w cenach już od tysiąca złotych. Mam biedermeierowskie meble z pierwszej połowy XIX wieku w bardzo dobrym stanie: stoły, lustro, witryna, komody. Można to zobaczyć w Internecie (www.antyki-edwin.pl).

Im więcej antykwariatów na ulicach, tym łatwiej ludzie nauczą się kupować sztukę

Nie jest tajemnicą, że przed laty wszedł pan do zawodu antykwariusza dzięki kolekcjonerskiej pasji. Selekcja zbiorów wzbogaci ofertę antykwariatu?

Rasowy kolekcjoner jest stale czujny, stale szuka i dzięki temu trafia na wyjątkowe okazje. Przed laty okazyjnie kupiłem obrazy rosyjskiego malarza emigranta Basile'a Poustochkine'a (1893 – 1973). W paryskiej pracowni artysty pozostał cały jego dorobek. Właściciele pracowni wystawili to malarstwo na sprzedaż. Przypadkiem udało mi się wtedy kupić kilka obrazów. Są względnie tanie (2,5 – 5 tys. zł), a bardzo dekoracyjne.

W latach 80. kupiłem okazyjnie obraz Jerzego Tchórzewskiego, bo w PRL sztuka współczesna była bardzo tania. Na razie nie planuję się z nim rozstawać, codziennie cieszy mnie od lat. Nie nudzi mi się. O każdej porze dnia wygląda inaczej. Przez lata obraz ten stał się nieomal członkiem rodziny. Moi goście zawsze żywo reagują na widok obrazu Tchórzewskiego, obrazów Jana Cybisa lub Piotra Potworowskiego. Niektórzy zaczęli kupować obrazy, dopiero gdy zobaczyli współczesną sztukę u mnie w mieszkaniu.

Jakie obrazy kolekcjoner Edwin Nowacki chciałby powiesić u siebie w mieszkaniu?

Chciałbym mieć obrazy rosyjskich malarzy z awangardy lat 20. XX wieku, np. Lubov Popowej. Przeszkodą jest nie tylko brak pieniędzy. Tych obrazów nie ma w handlu. Raz widziałem obrazy tej malarki na wystawie zbiorów nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Chciałbym mieć wczesny liczony obraz Romana Opałki. Mogłem kupić obraz Opałki, kiedy kosztował ok. 300 tys. dolarów. Cena przerosła moje możliwości i był to obraz późny. Jak wiadomo, na kolejnych obrazach malowane liczby programowo są coraz mniej wyraziste, coraz bardziej upodabniają się do jasnego tła. Ten późny obraz nie robił już na mnie takiego wrażenia jak wczesne obrazy. Opałką zainteresowałem się, gdy zobaczyłem jego dwa wczesne obrazy w muzeum w Monachium. Byłem też na wystawie Opałki, jaką zorganizowała poznańska kolekcjonerka Grażyna Kulczyk.

Rz: W 2004 roku, w czasie załamania na rynku sztuki, zamknął pan antykwariat. Dziś na rynku panuje kryzys, a pan wraca do branży. Dlaczego?

Edwin Nowacki:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne