"Rozmawiamy o sumach, bardzo, bardzo dużych", jeśli chodzi o program wsparcia finansowany przez strefę euro, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz prywatnych pożyczkodawców - powiedział Papandreu po szczycie UE w Brukseli.
- Jest jeszcze za wcześnie, by podać dokładną wysokość - mówił Papandreu, ale rozmowy dotyczą - sumy podobnej do tej z pierwszego programu pomocowego. Ostateczna wysokość pomocy - będzie zależeć od udziału kredytodawców prywatnych - tłumaczył premier Grecji.
Zanim jednak jakiekolwiek pieniądze trafią na południe Europy Grecy będą musieli jeszcze głębiej zajrzeć do własnych kieszeni w poszukiwaniu oszczędności. Ogromne cięcia, które przeprowadziły Ateny w ostatnim czasie zepchnęły kraj w głęboką recesję. Okazuje się jednak , że nie były one wystarczająco głębokie. Według aktualnych wyliczeń w ciągu nadchodzących pięciu lat Grecy będą musieli zredukować własne wydatki o kolejne 28 mld euro. Problem w tym, że dalej nie ma pewności czy odpowiednie ustawy przejdą przez parlament. Aktualnie urzędujący premier Jeorjos Papandreu posiada niewielką, bo tylko 5 osobową większość. Dodatkowo borykać się musi z ogromnym niezadowoleniem społecznym. Grecy mają dość oszczędzania i swoje zdanie wyrażają już niemal codziennie protestując na ulicach. Najbliższy strajk generalny zapowiadany jest na wtorek.
Na dzisiejszym spotkaniu przywódcy UE wezwali przedstawicieli wszystkich greckich ugrupowań do wsparcia nowego programu reform stwierdzając, że „jedność narodowa jest głównym warunkiem sukcesu". Argumenty te nie trafiły jednak do głównej partii opozycyjnej. – Nie zgadzamy się z polityką, która doprowadziła nas tylko do głębszej recesji – stwierdził lider konserwatystów Antonis Samaras. – Nasze zadanie nie polega na zgadzaniu się, że popełniliśmy błędy, ale ich naprawianie – dodał. W swoim wystąpieniu Samaras zapewnił, że jego ugrupowanie nie zmieni zdania i będzie sprzeciwiać się planom dalszych cieć.
Kolejną ważna kwestią, która może mieć decydujący wpływ na przyszłość kraju będzie program prywatyzacji. Przywódcy Unii Europejskiej mają nadzieję, że Atenom uda się w ten sposób pozyskać dodatkowe 50 mld euro.