Dziwna historia doktora Franka i pana Franka

Szwajcarski frank to dla setek tysięcy Polaków ktoś bardzo podobny do dr. Jekylla z noweli Roberta Stevensona

Publikacja: 22.07.2011 01:53

W normalnych czasach uroczy, uśmiechnięty przyjaciel, o twarzy kompetentnego doradcy finansowego zachęcającego do brania kredytu „tylko we frankach". No bo, po pierwsze, powszechnie wiadomo, że odsetki są wtedy znacznie niższe od odsetek kredytu złotowego. A po drugie (jak przekonywał jeszcze trzy lata temu ów kompetentny doradca), wiadomo, że z frankiem jest tak: jeśli pożyczamy go, płacąc 2,40 złotego, to za rok zwracać już będziemy musieli tylko 2 złote za franka. A jak dziś zapłacimy 2 złote, to za rok będzie to już tylko 1,80. I tak dalej, aż do momentu kiedy kredytu prawie w ogóle nie trzeba będzie spłacać, bo frank będzie tak tani!

Albo, jeśli ktoś woli, trzy lata temu frank miał twarz życzliwego sprzedawcy produktów bankowych, który wspólnie z klientem zastanawiał się, jak tu maksymalnie naciągnąć zdolność kredytową, po to by bank mógł udzielić jak największego kredytu. I narzekającego na podłych urzędników z nadzoru bankowego, którzy chcą odciąć Polaków od błogosławieństwa niemal darmowego kredytu, planując zaostrzenie kryteriów korzystania z frankowych pożyczek.

Ale okazało się, że frank ma również drugą twarz – pana Hyde'a. Bezlitosną i ponurą jak kartka papieru, na której te same setki tysięcy Polaków robią właśnie domowe rachunki, z przerażeniem patrząc na rosnący kurs i zastanawiając się, jak sobie poradzić z opłaceniem coraz wyższych rat kredytu. Zwłaszcza wtedy, gdy jednocześnie przestały szybko rosnąć dochody.

Problem z kredytami frankowymi polega na tym, że większość tych, którzy go wzięli, nie zdawała sobie sprawy, na czym polega gra, w którą się właśnie zaangażowali. Frank to waluta niezwykle stabilna – uważana za ostoję bezpieczeństwa w obecnym niebezpiecznym świecie. Dzięki umiejętnej polityce władz szwajcarskich, dzięki potężnym rezerwom złota i walut w szwajcarskich bankach, dzięki ugruntowanemu od wieku zaufaniu inwestorów jest odporny na finansowe burze. Dlatego właśnie stopy procentowe frankowych kredytów są tak niskie. Jeśli więc dochodzi do finansowych zawirowań, wartość franka pozostaje stała, w odróżnieniu od wartości innych walut. Dzięki czemu posiadacze oszczędności, które zdeponowali w szwajcarskiej walucie, mogą spać spokojnie.

Złoty to z kolei waluta przynosząca większe zyski, ale znacznie bardziej ryzykowna. Kiedy w gospodarce jest dobra pogoda, złoty się wzmacnia. Kiedy nadchodzi burza, inwestorzy wyprzedają złote (jak forinty, czeskie korony, brazylijskie reale), a ich wartość do franka może gwałtownie spaść. Do czasu, aż nie wróci dobra pogoda, co może czasem trwać kilka lat.

Innymi słowy, kredyt we frankach to długookresowo niezły pomysł, oczywiście pod warunkiem, że polska gospodarka będzie się dobrze rozwijać. Ale wiąże się on z poważnym ryzykiem, na które trzeba być przygotowanym. Człowiek, który bierze taki kredyt, musi mieć luz finansowy, który pozwoli mu od czasu do czasu przetrwać zawirowania i okresy gwałtownego wzmocnienia kursu franka. A decyzje kredytowe zawsze trzeba podejmować ostrożnie, pamiętając o tym, że jeśli się coś stanie, zachęcający do niej kompetentny doradca finansowy szybko się ulotni, a kredytobiorca zostanie z problemami.

Skoro mleko już się rozlało, niech z tego, co się stało, pozostanie chociaż jakaś lekcja na przyszłość.

Autor jest profesorem i głównym ekonomistą PwC

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy