Inwestycja jest rozliczana w euro, co wyróżnia ją na tle innych struktur, opartych na kursach walut, dostępnych na naszym rynku.
Instrumentem bazowym jest kurs walutowy euro do złotego publikowany przez serwis ekonomiczny Reuters. Jeśli w dniu obserwacji końcowej kurs ten znajdzie się poniżej kursu z dnia obserwacji początkowej pomniejszonego o 10 groszy, odsetki wyniosą 0,15 proc. za każdy grosz różnicy między kursem początkowym pomniejszonym o 10 groszy a kursem końcowym; maksymalnie kupon może wynieść 4,5 proc.
Minimalna kwota inwestycji to 5 tys. euro. Przy zakładaniu lokaty bank nie pobiera prowizji. Od ewentualnego zysku trzeba będzie zapłacić 19-proc. podatek Belki. Jeśli ktoś będzie chciał wycofać pieniądze przed terminem, musi się liczyć z opłatą likwidacyjną; jej maksymalna wysokość to 2,4 proc.
Pytanie do oferującego produkt
Możliwy do osiągnięcia zysk z Eurolokaty wydaje się mało atrakcyjny. Inwestorzy obstawiający spadek wartości euro w ciągu najbliższych 12 miesięcy mogą więcej zyskać, np. sprzedając teraz euro i zakładając lokatę złotową. Kogo więc Eurolokata mogłaby zainteresować?
– Eurolokata jest przeznaczona dla klientów, którzy mają oszczędności bądź zarabiają w euro i nie są zainteresowani przewalutowaniem tych środków. Maksymalną stawkę, czyli 4,5 proc., należy porównywać z oprocentowaniem tradycyjnych depozytów w euro; przy rocznych terminach wynosi ono niewiele powyżej 1 proc. Oznacza to, że Eurolokata umożliwia osiągnięcie czterokrotnie wyższego zysku w porównaniu ze standardową lokatą walutową. Ponadto w sytuacji, kiedy z jakichś względów klient jest zmuszony do deponowania części kapitału w walucie obcej, taki produkt strukturyzowany można potraktować jako zabezpieczenie. W razie spadku wartości depozytu wyrażonego w złotych (z powodu spadku kursu EUR/PLN) klient może otrzymać rekompensatę w postaci odsetek z Eurolokaty – mówi Ewa Grzywacz z Departamentu Bankowości Inwestycyjnej Raiffeisen Banku.