Maciej Rudke
TZMO jest dziś właścicielem 51 firm w 16 krajach, w których zatrudnia ponad 7400 osób. Swoje wyroby, m.in. podpaski Bella, pieluchy Happy, materiały opatrunkowe Matopat czy kosmetyki do pielęgnacji ciała Pollena Eva, sprzedaje na rynkach zamieszkałych przez 1/3 ludności świata. Trafiają do mieszkańców UE, Europy Wschodniej, Afryki i Dalekiego Wschodu. TZMO ma nawet szpital mogący przyjąć rocznie 2500–3500 pacjentów. Grupa prowadzi też w czterech polskich miastach centra sterylizacji świadczące usługi szpitalom i gabinetom lekarskim.
Ubiegły rok był kolejnym, kiedy grupa mocno poprawiła wyniki. Przychody ze sprzedaży wzrosły o 15 proc., do 2,44 mld zł. Jeszcze mocniej powiększył się zysk netto – o 65 proc., do 237 mln zł.
Jednak biznesowa droga nie była typowa. Te powstałe w 1951 r. państwowe zakłady już w latach 60. eksportowały do państw w Europie i Afryce. Ale przełomowy dla firmy był rok 1991. Wtedy pracownicy oraz przedstawiciele środowiska akademickiego i medycznego utworzyli spółkę akcyjną TZMO, która wykupiła od państwa majątek przedsiębiorstwa. Jak się później okazało, była to jedna z niewielu udanych prywatyzacji pracowniczych tak dużej firmy.
Pomysłodawcą utworzenia spółki pracowniczej był Jarosław Józefowicz, który z TZMO związał się w 1978 r., a już trzy lata później został prezesem. Optował za takim sposobem prywatyzacji, mimo że na początku lat 90. zdecydowaną większość państwowych firm przekształcano w jednoosobowe spółki Skarbu Państwa. Następnie szukano dla nich inwestora strategicznego. W przypadku TZMO z jego znalezieniem nie powinno być problemu. Firmą interesowały się takie światowe koncerny, jak Johnson & Johnson czy Procter & Gamble. Prezesowi do zakupu akcji udało się przekonać 95 proc. ówczesnej załogi (ok. 850 osób), ale o powodzeniu przedsięwzięcia zadecydował też udział pracowników naukowych ze środowiska medycznego. Dziś akcjonariat spółki tworzy prawie 1000 osób. Są to zatrudnieni w firmie oraz lekarze i pracownicy naukowi z Torunia i okolic.