Rz: Jaki jest zysk z tego, że w domu po kilkadziesiąt razy dziennie przechodzimy obok tych samych obrazów?
Andrzej K. Koźmiński: To jest zysk psychiczny i on jest, moim zdaniem, najważniejszy w kolekcjonerstwie. Kiedy widzę przedmioty, które lubię w sensie estetycznym, wyrażające bliskie mi wartości, to przestrzeń wokół mnie jest oswojona. Patrzę w kółko na te same obrazy i czuję się zadomowiony. Obrazy te są niewyczerpanym źródłem poczucia harmonii. To nie jest tak, że raz spojrzę na obraz i wystarczy. Stale zauważam coś nowego, odkrywam jakieś wyzwania. Niekiedy dopiero po długim czasie patrzenia przychodzą nowe przeżycia.
Wolny rynek sztuki ma już prawie 25 lat. Co pana zdaniem okazało się najlepszą inwestycją?
Trudno mi to szczegółowo oceniać, bo najlepszą inwestycją okazały się obrazy wybranych współczesnych malarzy, którymi się nie interesuję. Pamiętam, że zaraz po 1989 r. obrazy np. Jerzego Nowosielskiego można było kupić wyjątkowo tanio, a dziś kosztują przeważnie setki tysięcy złotych.
Nie były dobrą inwestycją dzieła Jacka Malczewskiego. Przez lata wysokie ceny osiągały właściwie wszystkie sygnowane przez niego prace, bez względu na ich jakość artystyczną. Różne jego obrazy wróciły po latach na rynek. Dzięki temu można stwierdzić, że ich notowania aukcyjne spadły, nierzadko poniżej cen zakupu. Te nowe niższe ceny ustabilizowały się.