Sztuka nie jest w Polsce synonimem prestiżu

Prof. andrzej K. Koźmiński | Z prezydentem Akademii Leona Koźmińskiego i kolekcjonerem sztuki rozmawia Janusz Miliszkiewicz.

Publikacja: 26.09.2013 08:48

Rz: Jaki jest zysk z tego, że w domu po kilkadziesiąt razy dziennie przechodzimy obok tych samych obrazów?

Andrzej K. Koźmiński:  To jest zysk psychiczny i on jest, moim zdaniem, najważniejszy w kolekcjonerstwie. Kiedy widzę przedmioty, które lubię w sensie estetycznym, wyrażające bliskie mi wartości, to przestrzeń wokół mnie jest oswojona. Patrzę w kółko na te same obrazy i czuję się zadomowiony. Obrazy te są niewyczerpanym źródłem poczucia harmonii. To nie jest tak, że raz spojrzę na obraz i wystarczy. Stale zauważam coś nowego, odkrywam jakieś wyzwania. Niekiedy dopiero po długim czasie patrzenia przychodzą nowe przeżycia.

Wolny rynek sztuki ma już prawie 25 lat. Co pana zdaniem okazało się najlepszą inwestycją?

Trudno mi to szczegółowo oceniać, bo najlepszą inwestycją okazały się obrazy wybranych współczesnych malarzy, którymi się nie interesuję. Pamiętam, że zaraz po 1989 r. obrazy np. Jerzego Nowosielskiego można było kupić wyjątkowo tanio, a dziś kosztują przeważnie setki tysięcy złotych.

Nie były dobrą inwestycją dzieła Jacka Malczewskiego. Przez lata wysokie ceny osiągały właściwie wszystkie sygnowane przez niego prace, bez względu na ich jakość artystyczną. Różne jego obrazy wróciły po latach na rynek. Dzięki temu można stwierdzić, że ich notowania aukcyjne spadły, nierzadko poniżej cen zakupu. Te nowe niższe ceny ustabilizowały się.

Lepszą  inwestycją okazały się dobre dzieła np. Józefa Brandta. Dzięki Rosjanom w górę poszły ceny prac Henryka Siemiradzkiego. Rosjanie licytują Siemiradzkiego również na świecie. Mają oczywiście  zdecydowanie większe możliwości finansowe niż polscy kolekcjonerzy. Tak samo bogaci Ukraińcy wywindowali ceny obrazów np. Iwana Trusza; przed laty na naszym rynku były one bardzo tanie.

Siemiradzki ukończył akademię w Rosji. Malował na zamówienie cara. Dlatego Rosjanie uważają go za swojego artystę. Trusz to ukraiński artysta, który studiował na akademii w Krakowie.

Rosjanie od lat kupują na świecie swoją sztukę. Przed rewolucją mieli bogate tradycje kolekcjonerskie. Zostały one przerwane na kilkadziesiąt lat, ale co ciekawe, spontanicznie się odrodziły. Jest tam mnóstwo prywatnych galerii oraz kolekcji udostępnianych publicznie.

U nas też są prywatne pieniądze, wprawdzie mniejsze niż w Rosji, ale są. Natomiast nie widać u ludzi zamożnych lub bogatych zamiłowania do sztuki, silnej kolekcjonerskiej pasji.

Dlaczego w naszym kraju kolekcjonerstwo dzieł sztuki wygląda dosyć blado?

W modelu polskiego awansu ekonomicznego kolekcjonerstwo nie należy do stylu życia. Obserwuję, że nasza elita finansowa żyje na co dzień we wnętrzach, które przypominają dobre hotele. Nie ma tam osobistych akcentów. Wnętrza zwykle w całości, w każdym detalu zaprojektowane są przez architektów. Wszystko dobiera architekt: fotel, lampę, etażerkę, nawet kształt klamki przy drzwiach. Być może zmieni się to w młodej generacji, która kupuje sztukę najnowszą. Młodzi wydają się zdecydowanie bardziej samodzielni, gdy chodzi o kształtowanie wnętrz mieszkalnych.

Zamek Królewski w Warszawie wydał monografię Ewy Manikowskiej o kolekcjonerstwie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Z badań archiwalnych wynika, że król zbierał nie dlatego, że kochał sztukę. On wiedział, że otaczanie się sztuką to język międzynarodowej komunikacji na szczeblu ludzi bogatych i wpływowych.

Mówiąc dzisiejszym językiem, król budował swój wizerunek, prestiż. Obserwuję, że u nas tego typu prestiż nie jest jeszcze potrzebny.

Wydaje się oczywiste, że jeśli służbowy gabinet udekoruję dobrymi dziełami sztuki, to one ocieplają czysto zadaniowe kontakty. Zbliżają do mnie gości, zwłaszcza tych ze świata.

Pan się łudzi, redaktorze. Spotykam się z możnymi tego świata. Ich służbowe gabinety są raczej spartańskie. Nie ma tam miejsca na sztukę. Czasami zdarza się dobre wzornictwo. Kiedyś byłem w Paryżu w gabinecie dyrektora arabskiego banku. Gabinet był w całości wyłożony błękitnym zamszem, podobnie meble. Pośrodku jednej ze ścian umieszczona była gablotka, domyślam się, że ze zbrojonego szkła. W tej gablotce widać było brylant kolosalnych rozmiarów. Na to skierowano snop światła. To była cała dekoracja. Na pewno robiło to wrażenie na kontrahentach. Gdyby dyrektor banku powiesił obraz, to przecież nie każdy wiedziałby, co to za malarz... Domyślam się, że sztuka nie jest u nas synonimem prestiżu, dlatego bogaci kupują ją rzadko.

W Warszawie widziałem dwa gabinety służbowe udekorowane sztuką. Prezesi, prywatnie kolekcjonerzy, mówili mi, że zagraniczni goście zwykle żywo reagują na sztukę. Natomiast polscy nie, ale prezesi prosili, żebym o tym nie pisał.

Nie przywiązywałbym do tego wagi. Inne nacje też są obojętne na sztukę. Faktem jest, że dobra sztuka jest u nas cenowo dostępna, zarówno stara, jak i nowa. Grafikę artystyczną można kupić za przysłowiowe grosze.

Najlepiej kolekcjonować z motywów duchowych, a nie dla zysku. Finansowy zysk jest iluzoryczny. Nie ma żadnej gwarancji, że zarobimy, kupując dany obraz. W Paryżu mam znajomego, który przeprowadził gruntowne badania na temat rentowności zakupu dzieł sztuki w latach 70. i 80. XX wieku. Wyszło, że rentowność jest poniżej przeciętnej. Może potem wyglądało to inaczej.

Na sztuce można zarobić, ale pod warunkiem, że poświęcimy się temu zawodowo, bez reszty. Rynek sztuki przypomina giełdę. Miałem kiedyś w Nowym Jorku dobrego znajomego, zawodowego dużego gracza na giełdzie. Specjalizował się w jednej branży. Wiedział o niej dosłownie wszystko. Jego praca trwała siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Nie chciałbym tak żyć.

Jeśli ktoś tak samo poświęci się rynkowi sztuki, to może zarobić?

Tak, ale pod warunkiem, że nie jest kolekcjonerem, że nie przywiązuje się do kupionych dzieł. Wtedy wygra na rynku.

Na niektórych krajowych uniwersytetach, na wydziałach historii powołano nowy kierunek studiów – kolekcjonerstwo.

To dobry pomysł, żeby uwrażliwiać młodych, bo w domach nie mają wzorów takiego stylu życia, w Internecie też nie. Ich wrażliwość kształtowana jest głównie przez sieć. Mam częste kontakty z młodzieżą. Czuję, że w płaszczyźnie zamiłowania do sztuki jest między nami przepaść.

Kto nauczy młodych codziennego życia wśród sztuki?

Mogą te wzory złapać na świecie. Najważniejsze są żywe wzorce. Mnie kolekcjonerstwa nauczył przede wszystkim prof. Edward Lipiński, także prof. Józef Pajestka. Obaj byli wielkimi kolekcjonerami.

Pan profesor zaraził kogoś bakcylem kolekcjonerstwa?

Chyba mi się nie udało...

Zawsze na pana biurku leżą aktualne katalogi domów aukcyjnych. W jakim stadium jest krajowy rynek sztuki i antyków?

Obserwuję ożywienie, ale słabe. Oferta jest ciekawsza, a ceny lekko rosną w stosunku do cen porównywalnego towaru po kryzysie 2008 roku. Czy ożywienie będzie się rozwijać? Zależy to od wielu czynników, m.in. od sytuacji politycznej.

Czym wzbogacił pan kolekcję w ostatnim roku?

Kupiłem bardzo ciekawy portret męski namalowany przez Melę Muter. Postać siedzi w fotelu, jest bardzo zamglona. Obraz jest raczej nietypowy dla Muter, bo jej ekspresyjne malarstwo zwykle ma żywe kolory. Nie wiem, kto pozował. Może uda mi się to ustalić.

Czy obraz ten pasuje do profilu pana kolekcji? Wcześniej kupował pan portrety sarmackie.

W obrazie tym zafascynował mnie klimat tajemniczości, melancholii. Lubię malarstwo z klimatem. Nie jest to odstępstwo od profilu kolekcji. Tylko z pozoru jest to co innego na tle moich zainteresowań sztuką sarmacką. Sarmackie portrety w dużej mierze pociągają mnie właśnie klimatem. Zresztą moje kolekcjonerskie zainteresowania są dość eklektyczne. Mam sporo portretów w różnych konwencjach malarskich.

Rz: Jaki jest zysk z tego, że w domu po kilkadziesiąt razy dziennie przechodzimy obok tych samych obrazów?

Andrzej K. Koźmiński:  To jest zysk psychiczny i on jest, moim zdaniem, najważniejszy w kolekcjonerstwie. Kiedy widzę przedmioty, które lubię w sensie estetycznym, wyrażające bliskie mi wartości, to przestrzeń wokół mnie jest oswojona. Patrzę w kółko na te same obrazy i czuję się zadomowiony. Obrazy te są niewyczerpanym źródłem poczucia harmonii. To nie jest tak, że raz spojrzę na obraz i wystarczy. Stale zauważam coś nowego, odkrywam jakieś wyzwania. Niekiedy dopiero po długim czasie patrzenia przychodzą nowe przeżycia.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy