Mam gdzieś NATO – Ann Applebaum sięgnęła do najbardziej dosadnego cytatu z Donalda Trumpa, zapisanego we wspomnieniach jego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona, aby rozpocząć w najnowszym wydaniu „The Atlantic” analizę skutków jego ewentualnego powrotu do Białego Domu. – Jeśli zostanie wybrany, skończy z naszym zaangażowaniem w europejski sojusz – przekonuje amerykańska publicystka.
Żona Radosława Sikorskiego nie piastuje żadnych stanowisk w polskim rządzie. Wiadomo jednak, że ma ogromny wpływ na sposób myślenia szefa polskiej dyplomacji. Jej oceny są więc z pewnością jednym z kluczy, jeśli nie kluczem najważniejszym, do zrozumienia wizji nowej polityki zagranicznej Polski.
Inne myślenie o relacjach z Waszyngtonem
Punktem wyjścia jest tu przeświadczenie, że na Ameryce polegać już nie można w takim stopniu, jak to było przez pierwsze 35 lat istnienia wolnej Polski. I to można usłyszeć na korytarzach władzy w Warszawie. Mamy bowiem do czynienia z tektoniczną zmianą w podejściu Waszyngtonu do Unii, która zaczęła się już za Baracka Obamy: „Amerykanie zrozumieli, że to w starciu z Chinami, w rozgrywce o Tajwan zdecyduje się, kto w XXI wieku będzie pierwszą potęgą świata. Europa będzie miała w tym starciu drugorzędne znaczenie” – zakłada to rozumowanie. Powrót do Białego Domu Trumpa, który popierał brexit i był pierwszym amerykańskim prezydentem sprzeciwiającym się integracji europejskiej, przyspieszyłby rewolucję w amerykańskiej polityce zagranicznej. Polska zapewne musiałaby wtedy dokonać wyboru między, jak to określił Aleksander Kwaśniewski, „ojcem i matką”, czyli Ameryką i Unią (Niemcami). Ale i bez udziału miliardera przebudowa Stanów Zjednoczonych będzie trwała dalej.
Czytaj więcej
To, że polska polityka zagraniczna będzie zupełnie inna, już wiemy. Nie wiemy natomiast, ile mamy...
Taka analiza relacji z Waszyngtonem różni się radykalnie w stosunku do podejścia do bezpieczeństwa kraju za rządów PiS-u. Za sprawą Jarosława Kaczyńskiego wszystko stawiano wtedy na jedną, amerykańską, kartę. Więcej: Warszawa starała się nawiązać uprzywilejowane, dwustronne relacje z samym Trumpem, nie dostrzegając śmiertelnego zagrożenia, jakie niesie dla Polski jego prezydentura. Nie pomagały ostrzeżenia z 2018 roku, że miliarder myśli o wyprowadzeniu Ameryki z sojuszu, co zostawiłoby nasz kraj na lodzie. Ani mierne wyniki negocjacji w sprawie zbudowania w naszym kraju Fortu Trump. Gdy więc w listopadzie 2020 roku Joe Biden został wybrany na nowego prezydenta kraju, Andrzej Duda zwlekał z uznaniem wyborczej klęski Trumpa. Ale i znacznie później Kaczyński podporządkował się wetu Waszyngtonu wobec lex Tusk i utrzymał prawo TVN do nadawania, byle zachować sojusz z Amerykanami. Jednocześnie prezes PiS i dziś nie krytykuje Trumpa mimo jego coraz bardziej niepokojących deklaracji, w szczególności w sprawie Ukrainy. Dla niego wszystko, co dzieje się za Atlantykiem, jest godne pochwały.