Sprawa miała swój początek w 2010 r. Wówczas na portalu Fakt.pl ukazał się artykuł dotyczący Romana Giertycha. Pod tekstem tym ukazały się komentarze w których internauci krytykowali polityka. Wspomniane komentarze były krytyczne i momentami obraźliwe. Roman Giertych, czując się urażony wystąpił na drogę sądową.
Giertych nie wystąpił, jednak do „Faktu" o ich usunięcie. Natomiast od razu złożył pozew do sądu. W pozwie domagał się przeprosin i 8 tysięcy złotych.
Znany obecnie adwokat uznał, że komentarze internautów należy traktować tak, jak listy do redakcji – które podlegają prawu prasowemu i redakcja ponosi odpowiedzialność za ich treść, jeśli zdecyduje się je opublikować. Były polityk próbował też dowieść, że administratorzy stron internetowych powinni weryfikować treść wpisów przed ukazaniem się na forum. Sąd (zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji) nie zgodził się z tą argumentacją oddalając pozew.
– W procesie wykazano, że wydawnictwo nie miało wiedzy o tych wpisach, a jak tylko dowiedziało się o tym z pozwu Romana Giertycha, natychmiast je usunęło – powiedział na łamach portalu Fakt.pl Rafał Zięba, adwokat reprezentujący tabloid przed sądem. – Oddalając powództwo sąd wskazał, że takim działaniem Roman Giertych sam się przyczynił do tego, że szkoda wynikająca z publikacji tych treści była jeszcze większa – dodał adwokat.
Zdaniem Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce, które działa przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zapadłe orzeczenie w sprawie Romana Giertycha może mieć znaczenie dla innego toczącego się postępowania, jakie Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski wytoczył wydawcy „Faktu" za antysemickie komentarze internautów zamieszczone na forum serwisu internetowego tego dziennika.