Platforma społecznościowa, którą jest Facebook, to nie tylko zdjęcia, statusy i „lajki", ale też przestępstwa – kierowanie gróźb karalnych. Czy cały czas mamy tam poczucie anonimowości? Przecież nie jest trudno wyśledzić, kto jest właścicielem konta...
Jan Zając: Nawet jeśli jesteśmy podpisani z imienia i nazwiska, to i tak w internecie ciągle nam się wydaje, że jesteśmy anonimowi. Nie widzimy osób, z którymi rozmawiamy – to daje nam wrażenie anonimowości. Poza tym część osób, które stosują pogróżki i mowę nienawiści w internecie, używa na Facebooku fałszywego imienia i nazwiska.
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy niemal bez przerwy mówi się o tym, ile naszych danych jest wykorzystywanych w internecie i jak łatwo je pozyskać. Do ludzi to nie trafia?
Nie powiedziałbym, że to nie daje żadnych skutków. Do niektórych ludzi to dociera. Wielu natomiast jest takich, którzy nie do końca zdają sobie z tego sprawę, zwłaszcza jeśli są młodzi. Albo też w konkretnym momencie, kiedy są podekscytowani, kierują nimi emocje, czują się częścią większej grupy albo organizacji, są jedną z wielu osób, które wypowiadają się w podobny sposób w danym wątku na dany temat. W takim momencie kontrola naszego zachowania jest częściowo wyłączona. Kierujemy się impulsem, który powoduje, że będziemy znacznie bardziej skrajni w formułowanych opiniach i wygłaszanych poglądach.
W internecie wolno każdemu napisać wszystko i wszędzie?