Według danych oficjalnych wzrost cen dotyczył zwłaszcza żywności (+72 proc.), transportu (+77,1), ochrony zdrowia (+79,6), oświaty (+82) oraz hotelarstwa i gastronomii (+93,2). Nawet regularne podwyżki płac i emerytur nie pozwalały utrzymać siły nabywczej obywateli, która maleje od kilku lat. Przykładem jest płaca minimalna, podwyższona od 1 stycznia o 49 proc. do 17 tys. lir (ok. 530 euro).
Inflacja jest najważniejszym problemem. Ludzi niepokoją opłaty za mieszkania, które zwiększyły się średnio o 121 proc. w ciągu roku. W niektórych dużych miastach, np. w Ankarze, było to nawet 188 proc.
Wzrost cen nabrał znaczenia politycznego w związku z wyborami samorządowymi, które odbędą się za trzy miesiące i z ambicjami prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, który w maju 2023 roku wygrał wybory i zaczął trzecią kadencję, a teraz chce odzyskać Ankarę i Stambuł, kontrolowane od 2019 r. przez opozycję. Jego nowa ekipa w banku centralnym i w resorcie gospodarki podwyższyła główną stopę procentową z 8,5 do 42,5 proc., aby opanować wzrost cen.
Ten rok zapowiada się lepiej od ubiegłego. Prezes banku centralnego Gayre Erkan uważa, że dzięki zaostrzeniu polityki pieniężnej inflacja zacznie maleć i na koniec 2024 r. może wynieść 36 proc.
Jednak inflacja to nie jedyny problem Turcji. Drugim jest osłabienie waluty i spadek PKB. W ostatnich 2 latach bank centralny wydał ponad 200 mld dolarów na obronę liry. Nowa ekipa postanowiła osłabić walutę, aby zmniejszyć presję na rezerwy dewizowe. Lira straciła ponad 37 proc. do dolara i zakończyła 2023 r. kursem 29 do 1. Bank ING uznał w niedawnej nocie, że „bank centralny zablokował ten kurs, bo chciałby zakończyć rok na poziomie 30 lir za 1 dolara”.