– Zakładam firmę mimo kryzysu, choć wiele osób mi to odradza – mówi „Rz” Mirosław Orłowski z Warszawy. – To bardzo dobry moment, bo w czasach prosperity udaje się prawie wszystko, a teraz mogą się udać tylko naprawdę dobre pomysły – dodaje Orłowski. Jego firma ma oferować programy informatyczne wykorzystywane w branży restauracyjnej.
W Polsce mimo gospodarczej dekoniunktury rośnie liczba małych firm. W I kwartale 2009 r. składki na ubezpieczenia społeczne opłacało 751 tys. jednoosobowych firm – wynika z danych przygotowanych „Rz” przez ZUS. To o ok. 24 tys. więcej niż na koniec 2008 r. oraz o prawie 150 tys. więcej niż na koniec marca ubiegłego roku.
– Wzrost liczby samozatrudnionych w okresie spowolnienia gospodarczego to całkiem naturalne zjawisko – komentuje prof. Elżbieta Kryńska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. – Gdy spada liczba miejsc pracy najemnej, rośnie skłonność do podejmowania własnej działalności. To taki bufor bezpieczeństwa, sposób na przeżycie – dodaje.
Takie zachowanie nie jest naszą polską specyfiką. Prof. Kryńska przeanalizowała rozwój samozatrudniania w różnych krajach. I okazało się, że podobnie jak u nas, także w krajach wysokorozwiniętych w czasach kryzysu więcej osób przechodzi na swoje. – Myślałem, że w tym trudnym okresie mocno spadnie liczba osób, które chcą zarejestrować działalność gospodarczą. Ale spadek jest stosunkowo mały, o ok. 20 proc. – mówi „Rz” Mariusz Kujawski, inspektor w wydziale działalności gospodarczej w urzędzie miejskim w Płocku.
Przyznaje, że część osób jest zmuszona do założenia własnej firmy, ponieważ nie może znaleźć innej pracy. Dosyć często zdarza się też, jak informują urzędnicy z gminy Pruszcz Gdański czy Stargard Szczeciński, że część osób zmuszona jest do prowadzenia mikroprzedsiębiorstwa przez swojego przyszłego pracodawcę w Polsce lub nawet w Niemczech. To zmniejsza koszty ponoszone przez potencjalnego pracodawcę.