Politycy PiS, troszcząc się o wizerunek wśród swojego elektoratu, chętnie promują rodzinność i polskość pod wszelkimi postaciami. Nie bardzo chcą przyznać, że niektóre ich projekty nie są stuprocentowo polskie. I choć podziękowali Francji za caracale, to pełną parą pracują nad systemem podatku wzorowanym na francuskim.
To zresztą wcale nie jest taki zły pomysł. Wpadła nań już Platforma Obywatelska w ubiegłorocznej kampanii wyborczej. Kto wie, gdyby politycy PO bardziej przystępnie wyjaśnili, dlaczego francuski wzór jest taki atrakcyjny, być może osiągnęliby lepszy wynik w wyborach.
System ten nie jest może prosty, ale bardzo korzystny dla podatników, którzy mają na utrzymaniu rodziny. Otóż w rozliczeniu rocznym dochód można podzielić nie tylko między małżonków, ale także na dzieci. W ten sposób np. mąż utrzymujący niepracującą żonę i trójkę dzieci dzieli swój dochód na cztery części i płaci podatek de facto od jednej czwartej swoich dochodów. Co więcej – do wspólnego rozliczenia można pod pewnymi warunkami dołączyć także innych członków rodziny, w tym rodziców podatnika, nawet jeśli pobierają emerytury.
Stawki francuskiego PIT wynoszą, w zależności od dochodu: 5,5 proc., 14 proc., 41 proc. i 45 proc. Progi dochodu obligujące do zapłacenia poszczególnych stawek są corocznie waloryzowane, podobnie zresztą jak kwota wolna od podatku. Ta ostatnia wynosi obecnie 9,7 tys. euro (ok. 41,2 tys. zł).
Najważniejszym efektem takiej prorodzinnej polityki podatkowej jest wysoka dzietność. Przeciętna obywatelka Francji rodzi średnio 2,08 dziecka. Ten wskaźnik dla Polski wynosi zaledwie 1,33, dla Niemiec 1,38, a średnia dla UE to 1,6.