Parlament Europejski nie po raz pierwszy okazuje się bardziej ambitny w realizacji celów klimatycznych niż Komisja Europejska. KE zaproponowała cel redukcji emisji CO2 o 55 proc. w 2030 r., eurodeputowani zagłosowali za 60 proc. – Wkraczamy w fazę negocjacji, teraz czekamy na stanowisko Rady – powiedział rzecznik KE, Tim McPhie. W tej sprawie Parlament i Rada (ministrowie państw członkowskich) decydują na równych prawach.
Czytaj także: Zbyt szybkie zmiany grożą katastrofą
W środę, stosunkiem głosów 392 do 161, przy 142 głosach wstrzymujących się, Parlament przyjął stanowisko negocjacyjne w sprawie unijnego prawa klimatycznego. Istotną jego częścią jest zaostrzenie celu redukcji emisji CO2 do 2030 r. z obecnych 40 do 60 proc. Panuje prawie powszechna zgoda, że 40 proc. to za mało. Ale 60 proc. dla wielu państw i części eurodeputowanych to cel zbyt ambitny, również Komisja mówiła o 55 proc., za tym celem jest też – nieoficjalnie, bo debaty jeszcze nie było – większość krajów członkowskich. PE w swoim stanowisku zaznaczył, że cele narodowe składające się na ogólny cel 60 proc. powinny być zwiększane w sposób opłacalny i sprawiedliwy dla krajów, co stwarza oczywiście przestrzeń do różnicowania ambicji klimatycznych poszczególnych państw.
– Nie możemy zaakceptować zaproponowanego przez KE poziomu redukcji bez gwarancji właściwego rozłożenia kosztów między branże i kraje – powiedział „Rzeczpospolitej" Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich. Oznacza to, że Polska nie poprze celu ogólnego nawet na poziomie 55 proc., dopóki nie dowie się, jakie będą szczegóły tej propozycji, czyli jaki będzie cel dla Polski i dla poszczególnych branż. Pierwsza debata przywódców na ten temat odbędzie się za tydzień na szczycie w Brukseli. Ale oczekuje się, że będzie miała charakter orientacyjny, a szczegóły mogą zostać ustalone na szczycie w grudniu.
Parlamentarna lewica, czyli socjaliści (w tym Polacy), Zieloni i komuniści, ale także większość liberałów, zagłosowali za celem 60 proc. Prawica, czyli Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (w tym PiS), była przeciw, podobnie jak większość centroprawicy – Europejskiej Partii Ludowej, do której należą PO i PSL. W tej ostatniej była jednak grupa eurodeputowanych równie ambitnych, jak lewica i liberałowie, wśród nich także kilka Polek: Magdalena Adamowicz, Danuta Hübner, Elżbieta Łukacijewska, Janina Ochojska i Róża Thun.