Nowy szef URE nie podjął jednak żadnych konkretnych decyzji – uznał, że potrzebuje tygodnia zastanowienia. Wstrzymał za to wysyłkę zawiadomień o rezygnacji z zatwierdzania taryf, którą rozpoczął poprzedni szef urzędu. Działania te mogą wywołać bałagan, bo dotychczas wysłano takie pisma do 158 spośród 308 uprawnionych do sprzedaży energii. Teraz mogą one swobodnie ustalać ceny, reszta zaś nie. A większość firm zamówiła już w elektrowniach energię po nowych, wyższych o 10 – 15 proc. cenach.

– Teraz wstrzymujemy wysyłanie informacji do klientów o nowych cenach – mówi rzeczniczka PGE Dominika Tuzinek-Szynkowska. Dotąd tylko jedna firma w tej grupie dostała decyzję o uwolnieniu cen oficjalną pocztą, do pozostałych decyzja z URE dotarła faksem. – Decyzja nie zostanie bez wpływu na strategię, choć podwyżki nie wynikają z uwolnienia taryf, lecz ze wzrostu cen hurtowych – tłumaczy Magdalena Borek-Dwojak z RWE STOEN.

Prezes Swora uważa, że uwolnienie cen to działanie na szkodę najbiedniejszych odbiorców energii. Ale nie wyklucza, że URE może zaakceptować wyższe taryfy, gdyby wzrost ten uzasadniono. – Ale ceny mogą wzrosnąć na tyle, na ile regulator pozwoli – dodaje nowy szef URE. Eksperci szacują, że wskutek podwyżek przeciętna rodzina zapłaci za prąd rocznie 120 – 150 zł więcej.

Decyzja o przywróceniu obowiązku zatwierdzania taryf naraziłaby URE na mnóstwo wniosków o odszkodowania składanych przez firmy, które już zakupiły energię na przyszły rok. Zdaniem ekspertów ich kwota mogłaby wynieść ok. 1,6 mld zł – ok. 10 proc. wartości dostaw dla klientów indywidualnych. Zrównoważyłyby one niezrealizowane podwyżki.