Pod koniec kwietnia nowi szefowie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa zamierzają spotkać się z przedstawicielami GazpromEksportu w Moskwie.

Szanse na załatwienie którejkolwiek ze spornych kwestii są jednak niewielkie. Prezes Michał Szubski i jego zastępcy pełnią funkcje od trzech tygodni i dopiero przygotowują strategię negocjacji z Rosjanami. Na dodatek Polacy są w trudniejszym położeniu – zarówno ze względu na warunki importu rosyjskiego gazu, jak i jego tranzytu przez nasz kraj do Niemiec rurociągiem jamalskim, za który odpowiada EuRoPol Gaz.

PGNiG jest takim samym udziałowcem EuRoPol Gazu jak Gazprom (mają po 48 proc. udziałów), ale do tej pory nie potrafiło przełamać impasu. Rosjanie nie zgadzają się na podwyżkę opłat za transport gazu rurociągiem jamalskim i uiszczają je w takiej wysokości, jaką uznają za słuszną. PGNiG nie potrafi wyegzekwować wyższych opłat. Na dodatek Rosjanie domagają się zrównania praw swojego wiceprezesa spółki z polskim prezesem. W efekcie zablokowali wybór nowego zarządu EuRoPol Gazu.

Może okazać się, że nowi szefowie PGNiG będą musieli połączyć negocjacje w sprawie przyszłości EuRoPol Gazu z rozmowami o przyszłości dostaw rosyjskiego gazu. A wtedy będą w jeszcze trudniejszej sytuacji, bo rosyjski Gazprom jest głównym zagranicznym dostawcą tego surowca dla naszego kraju. Bezpośrednio – na podstawie wieloletniego kontraktu – rosyjski koncern sprzedaje PGNiG ok. 7 mld m sześc. gazu rocznie. Poza tym kontroluje tzw. dostawy spotowe (ponad 2 mld m sześc.), które zapewnia Polsce spółka RosUkrEnergo, w połowie należąca do Gazpromu.

Szefowie PGNiG chcą zyskać pewność, że kontrakt z RosUkrEnergo uda się przedłużyć choć o dwa lata (wygasa w 2010 r.). Można oczekiwać, że za poparcie polskich postulatów, Rosjanie zażądają podwyżki ceny w wieloletnim kontrakcie.