W mijającym tygodniu notowania wieprzowiny rosły wręcz z godziny na godzinę, bo zbliżająca się kolejna wielka majówka skłania przetwórnie do zwiększonych zakupów.

Według handlowców po świętach tempo podwyżek może się zmniejszyć, ale na spadek cen nie ma co liczyć. Poszukiwane są wszystkie asortymenty wieprzowiny, począwszy od żywca, którego dostawy do punktów skupu są coraz mniejsze, poprzez półtusze, drobne mięsa, podroby. Właściwie nie ma takich, które byłyby w nadmiarze. Mniejszym zainteresowaniem cieszą się boczki oraz mrożone elementy najdroższe, jak szynki, schab, karkówka, ale i te zaczęły drożeć.

Ekonomiści zapowiadali koniec nadmiaru mięsa w połowie roku i tak się stało. Brak tuczników i galopujące ceny świadczą, że na rynku zaczął się tzw. świński dołek. – A to zapowiada, że surowiec będzie trudniej dostępny i droższy – mówi łódzki makler Ireneusz Grzeszczyk.

W Europie też nie ma nadmiaru wieprzowiny i ceny poszły w górę. Sprzyja temu rosnący eksport mięsa na Wschód, gdzie zapotrzebowanie nie maleje. Import jest więc stosunkowo drogi i raczej nie będzie się znacząco zwiększał. Utrzymuje się marazm na rynku zbóż. Kupujący oczekują dalszych spadków cen. Czy rzeczywiście ziarno jeszcze stanieje, nie wiadomo, bo też trudno oszacować, ile jest go w magazynach.