– Trzeba te roszady traktować w kategoriach naturalnego zjawiska, jak wybuch wulkanu – ocenia zmiany kadrowe w spółkach Skarbu Państwa profesor Krzysztof Obłój.
Rzeczywiście, od wyborów parlamentarnych zmienili się prezesi m. in.: PZU, KGHM, Orlenu czy Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Większość z nich rządziła spółkami nie dłużej niż kilkanaście miesięcy.
W porównaniu z rekordem PiS, który w kilka miesięcy po objęciu władzy wymienił prawie wszystkich szefów największych spółek Skarbu Państwa, obecna ekipa działa bardziej metodycznie. Jednak w firmach prywatnych wymieniono w tym czasie trzy – cztery razy mniej prezesów.
– Tam, gdzie w radach zasiadają osoby merytoryczne, działające dla dobra spółki i Skarbu Państwa, nie ma potrzeby zastępowania ich innymi kandydatami – mówi „Rzeczpospolitej” Maciej Wewiór, rzecznik Ministerstwa Skarbu. – Historia pokazuje jednak, że wiele spółek jest przechowalnią dla polityków. Jeśli ktoś się nie sprawdza, może się spodziewać odwołania – przestrzega Wewiór.
Jak ocenia prof. Krzysztof Obłój, proces zmian zarządów spółek Skarbu Państwa w ostatnich latach stał się bardziej cywilizowany. W części firm na stanowiskach zostają szefowie, którzy mogą się pochwalić sukcesami. Ale wymiana 14 z 25 szefów największych spółek, nawet jeśli była bardziej cywilizowana niż za czasów PiS, to nie była tania. Tylko koszt przeprowadzenia konkursów wyłaniających ich następców mógł wynieść ok. 1,5 mln zł. Opłata za znalezienie kandydata na stanowisko prezesa dużej firmy, czyli executive search, zaczyna się od kwoty 70 tys. zł, ale zwykle przekracza 100 tys. zł. Jeśli doliczyć do tego odprawy, to koszt ten rośnie o ok. 3 mln zł.