Spadek hurtowych cen połączeń głosowych w sieci Telekomunikacji Polskiej o ok. 37 proc., ale wzrost o 67 proc. hurtowej ceny abonamentu telefonicznego. Takie propozycje przedstawi rynkowi Telekomunikacja Polska – wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej”. Gdyby propozycje weszły w życie, operatorzy alternatywni mogliby obniżyć ceny części usług. Ale z innymi musieliby się pożegnać.
TP złożyła obowiązkowy raport z kalkulacji swoich kosztów. W środę zatwierdzili go audytorzy Ernst & Young. TP czeka, co zrobi Urząd Komunikacji Elektronicznej.
– Nie skończyliśmy jeszcze analizy audytu. Przyglądamy się metodologii i kalkulacji kosztów kolejnych usług i sprawdzamy, czy są zasadne. Będziemy postępować stosownie do wyników tych analiz – mówi Anna Streżyńska, szefowa UKE. W ubiegłym roku urząd zaakceptował audyt, ale orzekł, że nie może się kierować w pełni jego wynikami. Dzięki temu utrzymał hurtowe stawki na poziomie niższym, niż domaga się TP.
– Nadal stoimy na stanowisku, że nasz raport – sporządzony przecież według zatwierdzonej przez UKE instrukcji – powinien określać ceny hurtowe usług telekomunikacyjnych – mówi Ireneusz Piecuch, dyrektor generalny TP. – Dzisiaj niektóre świadczymy poniżej naszych kosztów. Z tegorocznego raportu wynika, że hurtowe stawki za połączenia w sieci TP mogą spaść o ok. 37 proc. O 15 – 17 proc. mogą potanieć tzw. płaskie rozliczeniowe. Wzrosnąć za to – i to bardzo – mogą hurtowe ceny abonamentu telefonicznego (tzw. WLR), który konkurenci TP odsprzedają potem swoim klientom. Dziś inne firmy płacą 20,05 zł netto miesięcznie, podczas gdy TP oczekuje od nich ponad 33 zł.
– Zakładając, że nastąpi wzrost opłat za WLR, można się spodziewać podniesienia cen abonamentu, jednakże w zeszłym roku żadna ze stawek wynikających z audytu kosztowego TP nie została wdrożona – mówi Marcin Kubit, szef giełdowego Mediatela.