Decyzję o tym, kto ma być pracodawcą, podejmie ostatecznie Państwowa Inspekcja Pracy – ustalono wczoraj w Warszawie na 4,5-godzinnych obradach zespołu trójstronnego ds. górnictwa. Jednak górnicy są wściekli – prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Jarosław Zagórowski po ogłoszeniu decyzji resortu gospodarki powiedział, że jeszcze odpowiednią uchwałę musi podjąć zarząd. – Widocznie pan prezes czuje się ważniejszy niż minister – komentuje Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce.
– Prezes dąży do konfrontacji, bo zadeklarowaliśmy, że odwołamy manifestację, jeśli przy nas, w Warszawie, potwierdzi, że decyzja pani minister wchodzi w życie. A tak będzie miał w Jastrzębiu demonstrację ponad 3 tys. ludzi – mówi Dominik Kolorz, szef górniczej „S”.
Wczoraj w JSW teoretycznie wszedł w życie nowy układ pracy. To spółka miała być pracodawcą 22-tys. załogi, co o jedną trzecią (do ponad 40) ograniczało liczbę etatów związkowych, których obecne utrzymanie kosztuje 7 mln zł rocznie (czyli oszczedność wyniesie 2,3 mln zł). Zmieniało także sposób zarządzania firmą, pozwalając np. na wyrównanie różnic płac między zakładami (czego od 2008 r. domaga się np. kopalnia Budryk). Decyzja zarządu JSW na razie nie obowiązuje, więc wobec związkowców, którzy mimo wezwania nie stawili się do pracy w kopalni, nie będą wyciągane konsekwencje.
Na razie nie osiągnięto też porozumienia w sprawie piątków bez wydobycia, przez które dniówki górników na przymusowym wolnym będą niższe o ok. 30 proc., co de facto obniży pensje w porównaniu z 2008 r., mimo iż zarząd zapowiadał utrzymanie ich na tym samym poziomie. – Prezes źle zarządza firmą, zamiast szukać klientów na węgiel, zasłania się problemem z opcjami (na nich JSW może utracić 100 mln zł – red.) i ganianiem związkowców. Wtorkowa demonstracja jest sprzeciwem wobec jego polityki – tłumaczy Czerkawski.
[ramka][srodtytul]Opinia: Joanna Strzelec-Łobodzińska, wiceminister gospodarki[/srodtytul]