Jak to możliwe, że jeszcze kilka lat temu eksportowaliśmy węgiel w ilościach dochodzących do 20 mln ton rocznie, a od ubiegłego roku jesteśmy jego importerem netto? Czyli przywozimy go z zagranicy więcej, niż wywozimy. Wszak od kilku lat nie zamknięto u nas żadnej z kopalń ani też nie nastąpiła żadna katastrofa załamująca produkcję.
W 2008 r. przyjechało do Polski 10,1 mln ton węgla, a za granicę wysłaliśmy ok. 6,5 mln ton. W tym roku nie będzie lepiej. Dane za pierwszy kwartał pokazują, że import rośnie (sięgnął 3,4 mln ton, to o 1 mln ton więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku), choć na zwałach polskich kopalń zalegają ponad 4 mln ton węgla, a elektrownie i koksownie mają już pełne magazyny.
Przyczyna zwiększenia importu to m.in. wzrost popytu na węgiel przy jednoczesnych kłopotach wydobywczych polskich kopalń. W 2008 r. zapotrzebowanie rosło, a kopalnie nie nadążały z wydobyciem. Skutek?
– Resort gospodarki przypisał większy import mniejszej produkcji krajowej w ubiegłym roku, i to jest prawda – mówi „Rz” Zbigniew Paprotny, wiceprezes Kompanii Węglowej. – Tylko należałoby zadać sobie pytanie, dlaczego ta produkcja była niższa. Jednym z powodów jest wieloletnia restrukturyzacja branży, w rezultacie której wszystkie spółki od lat zmniejszają wydobycie węgla. Efekt? Gdy zapotrzebowanie na surowiec wzrosło nie były w stanie go pokryć, bo zwiększenie produkcji to proces długotrwały.
Według prognoz wiceminister gospodarki Joanny Strzelec-Łobodzińskiej tegoroczny import węgla (choć w Polsce jest nadprodukcja surowca) będzie zbliżony do ubiegłorocznego. Dynamika importu będzie jednak niższa niż w pierwszym kwartale, m.in. dlatego, że skończył się sezon grzewczy.