Zgoda Danii jest konieczna, bo gazociąg przebiegać będzie przez wody terytorialne tego kraju. Ale do tego, by konsorcjum inwestorów mogło zacząć prace, potrzebne są jeszcze pozytywne opinie Finlandii i Szwecji.

Tym bardziej że inwestycja wzbudza wiele kontrowersji i chodzi tu nie tylko o względy ekologiczne i wpływ na środowisko Bałtyku. Według ekspertów jest uważana za projekt polityczny, dzięki któremu Rosjanie będą mogli ograniczyć znaczenie Ukrainy i Białorusi – obecnie najbardziej znaczących krajów dla tranzytu rosyjskiego gazu do Europy. I jednocześnie umożliwi zwiększenie eksportu rosyjskiego gazu do krajów Wspólnoty.

Rosjanie, zdając sobie z tego sprawę, prowadzą istną ofensywę dyplomatyczną w krajach skandynawskich. Gdy duńska agencja analizowała projekt Nord Stream, premier Władimir Putin osobiście dzwonił w tej sprawie do szefa rządu w Kopenhadze Larsa Rasmussena, przekonując go do inwestycji. Poza tym Rasmussen odwiedzi Moskwę w listopadzie, a w przyszłym roku do Kopenhagi przyjedzie prezydent Dimitrij Miedwiediew. Jeszcze w tym miesiącu w Petersburgu zaplanowano Fińsko-Rosyjskie Forum Leśne, podczas którego ma się odbyć spotkanie szefów rządów obu krajów.

Inwestorzy, czyli rosyjski koncern Gazprom, niemieckie E.ON i BASF oraz holenderski Gasunie, liczą, że jeszcze przed końcem roku otrzymają wszystkie niezbędne pozwolenia na budowę, a rozpoczęcie prac zaplanowano na kwiecień 2010 r. Koszty budowy szacuje się na ponad 10 mld euro. Gazociąg Nord Stream ma transportować na początek ok. 30 mld m sześc. gazu rocznie, a po uruchomieniu drugiej nitki – ok. 57 mld m sześc.