Od pracy powstrzymywać ma się personel pokładowy. Najpierw przez trzy dni począwszy od 20 marca, potem przez kolejne cztery — od 27 marca. Konflikt między zarządem przewoźnika a 12 tys. pracowników dotyczy zamrożenia pensji w roku 2010 przy jednoczesnej zmianie warunków, co ma skutkować zwiększeniem czasu pracy. Brak porozumienia omal nie doprowadził do paraliżu linii lotniczej w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku.
Zgodnie z szacunkami brytyjskich analityków strajk może kosztować brytyjskiego narodowego przewoźnika około 20 mln funtów dziennie, czyli w sumie ok. 140 mln funtów (ok. 212 mln dol.).
Jak powiedział Andrew Adonis, brytyjski minister finansów, protest może zagrozić dalszemu istnieniu firmy.
BA przeszkoliło około tysiąca pracowników z innych departamentów, którzy zgodzili się zastąpić na czas strajku personel pokładowy. Takie rozwiązanie z kolei oprotestowały związki twierdząc, że oznacza ono narażanie życia pasażerów w przypadku wystąpienia sytuacji awaryjnej.
Przewoźnik stara się również zapewnić możliwość przelotu klientom, którzy już wykupili bilety na ten czas u swojej konkurencji. Planowane jest też wynajęcie od innych przewoźników, głównie czarterowych 23 samolotów wraz z załogą.