W ubiegłym roku do Polski przyjechało 19 tysięcy Chińczyków, w tym 300 turystów. Z Niemiec – 4,6 mln, z Wlk. Brytanii 450 tys., z Francji 215 tys., z Czech 175 tys., ze Słowacji 85 tys., z Turcji 55 tys.
Ale i wydatki Polskiej Organizacji Turystyki na promocję Polski w Chinach są skromne. Z tegorocznego budżetu w wysokości 38 mln zł na Chiny wykrojono 375 tys. zł. – Pieniądze muszą się zwrócić. Przy niewielkim budżecie musimy inwestować w te kierunki, które od razu przynoszą wymierne korzyści – tłumaczy rzecznik POT Katarzyna Draba. Na razie POT ulokuje w Chinach stałego rezydenta.
We Francji, Stanach Zjednoczonych liczy się inaczej. Tam ważne jest to, że każdy z ponad 50 milionów chińskich turystów wyda na świecie przynajmniej po 1200 dolarów. W ubiegłym roku Chińczycy wydali na świecie 43 mld dolarów. W tym samym czasie z powodu kryzysu finansowego światowe wydatki turystów spadły o 9,2 procent, do 820 mld dolarów.
Najwięcej Chińczycy wydają we Francji – bo jest elegancko – i w Singapurze – bo tanio – średnio po 6 tys. dolarów na osobę. W USA po 5 tysięcy dolarów, zwłaszcza podczas Chińskiego Nowego Roku, kiedy to władze miasta specjalnie oświetlają dla nich Empire State Building. Japończycy od 1 lipca wprowadzają specjalne ułatwienia wizowe dla turystów z Państwa Środka. W najbardziej szanujących się sklepach zaangażowano chińskojęzyczny personel, żeby ich najlepsi teraz klienci, „nowi Japończycy”, jak się na nich mówi, którzy są bardziej hojni niż Arabowie czy Rosjanie, czuli się bardziej komfortowo. – To dzięki nim przetrwały kryzys najdroższe hotele w Europie – uważa Carol Chan, dyrektor ds. sprzedaży w The Leading Hotels of the World, zrzeszającej 450 najlepszych hoteli świata.
Chińskie grupy turystyczne są karne, zdyscyplinowane, słuchają pilotów i ciągle patrzą na zegarki. Na lotniskach rozpakowują eleganckie torby, żeby nacieszyć się widokiem zakupów. I lecą do kolejnego kraju.