To dobre wieści dla całej polskiej gospodarki. Według ekonomistów fracht morski jest znakomitym papierkiem lakmusowym koniunktury w wielu sektorach.
Na początku tego roku zarządcy bałtyckich portów morskich spodziewali się, że odrobią straty z kryzysowego 2009 r. już do końca 2011 r. Teraz, jak podaje Baltic Port Ogranization (Organizacja Portów Bałtyckich), szacują, że zajmie im to rok lub dwa dłużej. Polskie porty mają szansę odrobić straty jeszcze w tym roku. – Według prognoz bałtycki rynek kontenerowy powinien w tym roku wzrosnąć od 10 do kilkunastu procent – mówi Bogdan Ołdakowski, sekretarz generalny BPO. – W 2009 r. rynek ten spadł o 25 proc., z 8 do 6 mln kontenerów. Szacuje się, że powrót do rekordowego 2008 r. powinien nastąpić w 2012 r., przy sprzyjających warunkach w 2011 r. Wyraźne odbicie widać na rynku rosyjskim, co odczuwają również porty fińskie – podsumowuje.
Polskie porty na tle bałtyckiej konkurencji wypadają dobrze. W Gdańsku liczba przeładowanych w tym roku kontenerów ma wzrosnąć dwukrotnie, w Gdyni o prawie 30 proc., a w portach w Szczecinie i Świnoujściu z 52,6 tys. sztuk w 2009 r. do ok. 60 tys. kontenerów w roku bieżącym.
W polskich portach wzrasta również masa przeładowywanych towarów. – Ten rok zapowiada się jako wyjątkowo dobry – mówi Janusz Kasprowicz, rzecznik gdańskiego portu. – W 2009 r. przeładowaliśmy 18,5 mln ton ładunków, w tym już 19,5 mln ton i wszystko wskazuje, że w całym 2010 r. przewinie się przez nasz port 24 – 25 mln ton towarów – dodaje.
Port w Gdyni liczy na wzrost przeładunków o 12 – 14 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. – Zakładam, że w tym roku przeładujemy ok. 14 mln ton ładunków – mówi Janusz Jarosiński, prezes spółki zarządzającej gdyńskim wybrzeżem. – Ten rok na Bałtyku jest lepszy niż lata poprzednie, widać, że przeładunki rosną, a gospodarka zaczyna się stabilizować.