Lot MH370: dlaczego tak trudno znaleźć?

Łatwość, z jaką duży samolot zniknął w eterze uwypukliła paradoks współczesnego lotnictwa: najnowocześniejsze samoloty są obsługiwane przez przestarzałą infrastrukturę naziemną. Pojawiły się więc sugestie, by dane z czarnych skrzynek wysyłać na wirtualną chmurę, ale może być to trudne i drogie.

Publikacja: 26.03.2014 14:58

Lot MH370: dlaczego tak trudno znaleźć?

Foto: Bloomberg

Satelity nakreślają obecnie niemal każdy aspekt nowoczesnego życia, natomiast korzystanie z radaru i radia w kokpicie mało zmieniło się zdaniem wielu pilotów. Trudność znalezienia samolotu ważącego 250 ton przez ekipy z 26 krajów, mimo podejrzeń, że ktoś usiłował ukryć jego trasę, wywołał szok na świecie mającym coraz lepsze systemy łączności i uwypukliła braki w stosowaniu radaru, który staje się bezużyteczny nad ocenami i pustyniami.

- Nie jest bardzo dokładny, a świat poszedł dalej — uważa Don Thoma, prezes Aireon, spółki uruchomionej w 2012 r. przez amerykańskiego operatora satelitarnej łączności bezprzewodowej Iridium i kanadyjski urząd kontroli lotów dla śledzenia lotów samolotów. — Śledzimy nasze samochody, komórki naszych dzieci, a nie potrafimy obserwować samolotów, gdy znajdują się nad ocenami albo innymi odległymi obszarami.

Eksperci twierdzą, że oczywistą odpowiedzią na to są satelity. Trzeba przestawić się na nawigację i łączność satelitarną. W nawigacji musimy odejść od naziemnych radarów, a w łączności od radia — uważa ekspert radarowy i doradca lotniczy Hans Weber.

Kosztowna przebudowa

Za nieskuteczność radarów płacą podróżni wyższymi cenami biletów, a gospodarka traci z powodu dodatkowych opóźnień — twierdzą zwolennicy ambitnej, ale zapewne kosztownej przebudowy głównych szlaków lotniczych na świecie. — Ponieważ kontrolerzy lotów używają łączności głosowej, to muszą nakazywać większe odstępy między samolotami, aby nie stracić z nimi kontaktu — wyjaśnia Weber, szef amerykańskiej firmy doradczej TECOP International.

Dwie gigantyczne propozycje nowych systemów lotniczych w USA i Unii Europejskiej mogą zmienić to wszystko, zapewniając znaczące profity firmom lotniczym po obu stronach Atlantyku, choć ich krytycy twierdzą, że są rozrzutne i spóźnione.

Amerykański przemysł lotniczy nalegał od lat na przebudowę za 40 mld dolarów systemów kontroli ruchu powietrznego, ale koszt i złożoność tego przedsięwzięcia zwolniły tempo prac nad nim, a Kongres stale redukował środki na nie.

System Transportu Lotniczego Następnej Generacji, albo NextGen, ma być w pełni wdrożony w 2025 r., ale automatyczne cięcia wydatków z budżetu federalnego, które zostaną wznowione w 2016, mogą spowodować opóźnienie. Część tego systemu już istnieje, np. system nadzoru ADS-B — który udostępnia dane pozycyjne własnego samolotu "otoczeniu" (poprzez transponder Mode-S) oraz odbiera i wizualizuje pozycje innych uczestników ruchu lotniczego — instalowany już w wielu kokpitach. Inne są spóźnione z powodu braku funduszy. Głównymi producentami są Lockheed Martin, Harris Corp, Exells Inc i Raytheon.

Europa, której niebo jest najbardziej zatłoczone na świecie, bo dziennie notuje 33 tys. lotów, ma ambitne plany w ramach projektu europejskiego systemu zarządzania ruchem lotniczym nowej generacji SESAR trzykrotnego zwiększenia przepustowości przestrzeni powietrznej, zmniejszenia o połowę kosztów zarządzania lotami i przebudowy infrastruktury do 2020 r.

Opracowanie firmy McKinsey z 2011 r. stwierdziło, że wdrożenie SESAR mogłoby zwiększyć unijny PKB o 419 mld euro w latach 2013-30, stworzyć 328 tys. miejsc pracy i skrócić czas lotów o 10 proc. Ten projekt również doznawał opóźnień z powodu tarć o kontrolę przestrzeni powietrznej i kryzysu długu w Europie. W realizacji projektu uczestniczą Airbus, Thales i Honeywell. Niektóre związki kontrolerów lotów są przeciwnikami tego planu.

Trzeszczące radia

Przez dziesięciolecia kontrolerzy lotów pracujący przy ekranach radarów i używający przerywanej łączności radiowej z pilotami torowali drogę samolotom w coraz bardziej zatłoczonej przestrzeni, zapewniając niski wskaźnik wypadków. Korzystali z trzeszczących połączeń wysokiej częstotliwości nad oceanami, nad zatłoczonym Atlantykiem, gdzie piloci meldują się w regularnych odstępach czasu albo przekazują meldunki za pośrednictwem innych samolotów.

Na takich szlakach samoloty wyposażone obecnie w łączność satelitarną korzystają coraz bardziej z systemu CPDLC utrzymywania łączności z kontrolerami. Za pośrednictwem tego systemu mogą też zwracać się o zmianę pułapu. Nie jest to jeszcze powszechna norma, a linie lotnicze używające go muszą płacić za łączność satelitarną, a nie wszystkie chcą.

Malezyjski przewoźnik nie kupił takiej łączności dla swego samolotu, który zniknął 8 marca, co skomplikowało jego poszukiwania.

Samo zapewnienie połączeń nie wystarczy i jest to jeden z powodów, dla których wyposażenie kokpitów wchodzi w erę cyfrową wolniej od smartfonów pasażerów. — Musi być super niezawodne i solidne. Nie można polegać na systemie, którego wskaźnik usterek byłby całkowicie dopuszczalny dla komórek, np. jedna na sto rozmów. W samolocie dopuszczalnym poziomem bezpieczeństwa jest jedna na miliard. — uważa Weber.

Dane w „chmurze".

Były szef amerykańskiego urzędu bezpieczeństwa transportu NTSB, Mark Rosenker twierdzi, że przypadek MH370 i katastrofa samolotu Air France AF447 w 2009 r. powinny doprowadzić do reform przestarzałej procedury badania wypadków. Zdaniem tego generała lotnictwa wojskowego w stanie spoczynku, znalezienie sposobu przesyłania ograniczonych informacji z pokładowych urządzeń rejestrowania danych lotu i głosu z kokpitu do bazy danych na wirtualnej „chmurze" ułatwiłoby władzom szybsze uruchamianie postępowania wyjaśniającego i lokalizowanie samolotu, gdyby znalazł się poza zasięgiem naziemnych radarów.

- To drugi wypadek w ciągu 5 lat, kiedy musimy czekać na odzyskanie czarnych skrzynek — stwierdził. — Musimy dostosować koncepcję badania wypadków i technologie do tego, co jest dostępne w XXI wieku.

Szefowa lotniczego portalu Runway Girl Network, Mary Kirby jest zdania, że linie lotnicze mogłyby korzystać z rosnącej liczby połączeń szerokopasmowych, które dają pasażerom dostęp do Internetu i filmów, w przekazywaniu w czasie rzeczywistym danych GPS w sytuacjach nadzwyczajnych. — Przewoźnicy zdają sobie sprawę, że biznes kosztuje. Nie ma jednak wytłumaczenia dla tego, że samoloty mają tak zaawansowane systemy łączności, a w 2104 r. dochodzi do sytuacji, że samolot znika — dodała.

Kosztowna trudna zmiana

Według ekspertów i przedstawicieli sektora, powinno być technicznie możliwe wysyłanie danych z rejestratorów lotu do bazy danych, albo na „chmurę", ale zwracają uwagę na ograniczenia związane z szerokim pasmem i na wysokie koszty wyposażania starszych samolotów w nowy sprzęt elektroniczny. Nowe systemy satelitarnego zarządzania ruchem powietrznym wprowadzane w USA, Azji i Europie ułatwią śledzenie samolotów i kontrolowanie ich systemów, ale upłynie 10 lub więcej lat zanim będzie to powszechne na świecie.

Przesyłanie ogromnej ilości danych gromadzonych przez rejestratory lotu może być trudne technicznie, a przesyłanie nagrań głosu z kokpitu naruszać prywatność. Organy śledcze mogłyby więc uzgodnić, że będzie przesyłany znacznie mniejszy zestaw kluczowych danych, co uratuje pasmo i oszczędzi kosztów. Dane mogłyby być nadawane co pewien czas, a nie stale.

Większość samolotów korzysta teraz z systemu ACARS, nadającego co pewien czas przez radio VHF albo satelitę dane o osiągach samolotu i silników. Są specjaliści, którzy spodziewają się reform po wypadku z samolotem MAS, ale linie raczej będą bardziej korzystać z systemu ACARS zamiast wprowadzać ciągłe wysyłanie danych. — To byłoby zbyt drogie. Dziennie mamy 93 tys. lotów, a w ostatnich 4-5 latach było tylko 2 takie przypadki — stwierdził pewien przedstawiciel sektora lotniczego.

Zdaniem b. pilota wojskowego i śledczego w NTSB, Boba Benzona miliardy dolarów kosztowałoby zezwolenie każdemu samolotowi na stałe wysyłanie danych, ale rosnąca frustracja, że nie udało się znaleźć śladów po locie MH370 może skłonić sektor do działania. Tańszymi rozwiązaniami byłoby instalowanie w samolotach pływających lokalizatorów albo radiolatarni rejestrujących dane, które uruchamiałyby się automatycznie po katastrofie. Niektóre amerykańskie samoloty wojskowe, np. transportowe C-5, mają już pływające rejestratory danych.

NTSB wprowadził obowiązkowe nagrania wideo w kokpicie samolotów cywilnych, ale nigdy nie nakazał stałego czy regularnego przesyłania danych lotu. Dyskusja o obowiązkowym regularnym nadawaniu danych z czarnych skrzynek nasiliła się po katastrofie samolotu Air France, gdy odnaleziono go ą dopiero po 22 miesiącach.

eo w kokpicie samolotów cywilnych, ale nigdy nie nakazał stałego czy regularnego przesyłania danych lotu. Dyskusja o obowiązkowym regularnym nadawaniu danych z czarnych skrzynek nasiliła się po katastrofie samolotu Air France, gdy odnaleziono go ą dopiero po 22 miesiącach.

Satelity nakreślają obecnie niemal każdy aspekt nowoczesnego życia, natomiast korzystanie z radaru i radia w kokpicie mało zmieniło się zdaniem wielu pilotów. Trudność znalezienia samolotu ważącego 250 ton przez ekipy z 26 krajów, mimo podejrzeń, że ktoś usiłował ukryć jego trasę, wywołał szok na świecie mającym coraz lepsze systemy łączności i uwypukliła braki w stosowaniu radaru, który staje się bezużyteczny nad ocenami i pustyniami.

Pozostało 95% artykułu
Biznes
Jest nowa szefowa PARP. "Agencja trafia w najlepsze ręce"
Biznes
USA chcą złagodzenia ograniczeń dotyczących marihuany
Biznes
Wielka Brytania wreszcie ma pierwszego „muzycznego miliardera"
Biznes
Lada dzień do Poczty Polskiej wpłynie wielki przelew. Uratuje molocha?
Biznes
Warto mieć zielone miasto