Jak wynika z danych Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, pod koniec 2013 r. działało u nas ponad 890 farm o łącznej mocy prawie 3,4 GW. Stawia to nas na dziewiątym miejscu wśród krajów UE. W ścisłej czołówce są Niemcy, Hiszpania i Wielka Brytania.
Do liderów mogłyby nas zbliżyć stabilne warunki prawne dla rozwoju ekologicznych instalacji. Tymczasem w tej sferze panuje duża niepewność, bo prace nad ustawą wprowadzającą nowy system wsparcia dla produkujących zielone megawatogodziny siłowni toczą się od czterech lat.
Dlatego wielu zagranicznych inwestorów, jak hiszpańska Iberdrola czy duński Dong Energy, wcześniej zainteresowanych lokowaniem w naszym kraju farm, sprzedało swoje aktywa. Pozostali, jak np. CEZ, na razie wstrzymali oddech.
Może dlatego w 2014 r. od stycznia do końca września przybyło tylko 0,3 GW mocy wiatrowych. Inne technologie rozwijają się słabo, choć w ramach testów powstają już pierwsze farmy słoneczne, np. Energi w Gdańsku i Toruniu. Na razie niewielki jest też udział prosumentów wytwarzających prąd i ciepło na własny użytek.
Za to w systemie pojawiła się nadwyżka zielonych certyfikatów, głównie za sprawą rozwijającego się u nas prężnie współspalania, które de facto nie jest ekologicznym wytwarzaniem energii.