Trwający od kilku miesięcy proces prywatyzacji PKP Energetyki budzi coraz większe emocje. Powód to dopuszczenie przez PKP do etapu wyłącznych negocjacji luksemburskiego funduszu CVC Capital Partners. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zaoferował najwięcej, bo 1,5 mld zł. O 200 mln zł mniej dawała państwowa Energa, którą ze względu na udział Skarbu Państwa typowano na zwycięzcę. Kolejową spółką interesowały się też PGE, Tauron i Enea.
Polityczny front
Przeciwko sprzedaży PKP Energetyki funduszowi CVC od początku opowiadali się politycy PiS. Teraz dołączyli do nich posłowie SLD. Argumenty są podobne: ta prywatyzacja jest szkodliwa dla transportu kolejowego, społeczeństwa i budżetu państwa. Politycy twierdzą wręcz, że to zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego.
We wtorek rzecznik SLD Dariusz Joński zapowiedział, że jego partia złoży do premier Ewy Kopacz interpelację, by przedstawiła pełną informację na ten temat. Prywatyzację nazwał skandaliczną. Posłowie boją się, że fundusz, dążąc do maksymalizacji zysków, może zwalniać ludzi i podnosić ceny energii, co wpłynie na firmy kolejowe w Polsce.
Należy jednak zaznaczyć, że związkowcy kolejowej spółki energetycznej jeszcze przed uruchomieniem procesu prywatyzacji wywalczyli czteroletnie gwarancje zatrudnienia. Przemysław Obłój, dyrektor CVC, w rozmowie dla „Rzeczpospolitej" podkreślał, że nie tylko zamierza je respektować, ale dodatkowo podpisał porozumienie o utrzymaniu m.in. ulg na przejazdy kolejowe dla pracowników, emerytów i ich rodzin.
Za zgodą ministerstwa
Negatywnie o transakcji wypowiadają się dwaj byli ministrowie gospodarki Janusz Steinhoff i Piotr Woźniak. Pojawiły się głosy, by wstrzymać prywatyzację.