Grzegorz Należyty, Siemens Energy: Mniejszy ślad węglowy to konieczność

Polscy podwykonawcy zagranicznych firm już są informowani, że muszą zmniejszyć swój ślad węglowy, inaczej zostaną wykluczeni z łańcucha dostaw – mówi Grzegorz Należyty, dyrektor generalny Siemens Energy w Polsce.

Publikacja: 18.05.2023 03:00

Grzegorz Należyty, Siemens Energy: Mniejszy ślad węglowy to konieczność

Foto: rp.pl

Coraz częściej słyszymy, że kluczowe inwestycje energetyczne w Polsce będą potrzebować zwiększonych nakładów inwestycyjnych, niż to szacowano jeszcze na początku ich realizacji. Co jest tego przyczyną?

Musimy pamiętać, że znaczna część obecnie realizowanych projektów została rozpoczęta przed wojną w Ukrainie, przed pandemią, a więc w czasie stosunkowo niskiej inflacji. Warunki cenowe znacząco się zmieniły, co w naturalny sposób przekłada się na wzrost kosztów realizowalnych inwestycji. Wcześniej zakładane inwestycje miały zupełnie inne budżety. Inwestor i dostawca mają obecnie ten sam problem. Coraz częściej słyszymy o formułach indeksacyjnych, a więc wskazaniach w kontrakcie konieczności zwiększenia nakładów w sytuacji rosnącej inflacji. Jako wykonawca zdajemy sobie sprawę, że w czasie inwestycji trwającej trzy–cztery lata, zmiany warunków makroekonomicznych mogą doprowadzić do sytuacji, w której inwestycja będzie trwale nierentowna. Stąd klauzule zabezpieczające.

Czy podobnie jest w przypadku projektu w Rybniku? Siemens Energy wraz z Polimeksem Mostostal wygrał tam przetarg na budowę bloku gazowego o mocy blisko 900 MW.

Jako Siemens Energy jesteśmy wyłącznie dostawcą technologii. Wszelkie prace budowlane są po stronie naszego konsorcjanta, firmy Polimex Mostostal. Projekt w Rybniku realizowany na zlecenie PGE jest też znacznie większym wyzwaniem niż dotychczas realizowane w Polsce gazowe inwestycje…

Na czym to wyzwanie polega?

Sprawność tej jednostki, którą dostarczy Siemens Energy, wynosi 64 proc. To zdecydowanie najwyższa sprawność spośród obecnie realizowanych projektów. Jest to najnowsza technologia, której w Polsce dotychczas nie stosowaliśmy. To jeszcze bardziej zaawansowane rozwiązanie od tego, które zastosowaliśmy w bloku gazowym w Płocku. Projekt w Rybniku jest bardzo dobrze przemyślany i oszacowany, a ryzyka ograniczone do minimum, chociażby te dotyczące transportu czy łańcucha dostaw. Koszt dostawy naszej technologii jest niższy od cen europejskich, co wynika z faktu, że podczas budowy turbin gazowych będziemy korzystać z polskiego łańcucha dostaw. Mamy jednak szereg ryzyk zewnętrznych, światowych, które oczywiście mogą się pojawić i mieć wpływ na finalną realizację.

Na przykład?

Inflacja, która może się jeszcze pogłębić, a sytuacja makroekonomiczna jest ciągle niepewna. Mamy na horyzoncie możliwą wojnę walutową. Nadal trwa wojna w Ukrainie. Sytuacja sprzed pandemii nie powróci i będziemy działać w świecie ciągłych zmian. W świetle transformacji energetycznej to oznacza, że ten proces będzie droższy, niż nam się wydawało jeszcze w 2019 r. Ale jednocześnie oznacza to, że za kolejnych kilka lat ten proces może okazać się jeszcze droższy.

Polska energetyka w kilkunastu procentach będzie opierać się na gazie jako stabilizatorze dostaw energii. W Europie jednak od tej technologii już się odchodzi.

Zarówno w Polsce, jak i w Europie gaz jest podstawą transformacji energetycznej. Dla przykładu Hiszpania i Niemcy, zanim mocno zainwestowały w OZE, wybudowały moce do produkcji energii elektrycznej w oparciu o gaz. Wielka Brytania nie zrobiła tego, zwiększając jednocześnie rozwój OZE i w efekcie pojawiły się tam ryzyka związane z dostawą energii elektrycznej. Nie ma obecnie innej ścieżki rozwoju OZE niż poprzez rozwój energetyki gazowej, przynajmniej w średnim terminie. Musimy także pamiętać, że nasze turbiny, które działają w Polsce lub będą za chwilę działać, są przygotowane do spalania w odpowiednich proporcjach także wodoru.

W tym kontekście chciałem zapytać o uprawnienia do emisji CO2. Polska stara się o złagodzenie zapisów systemu EU ETS na czas kryzysu. Nasze produkty mają duży ślad węglowy, co czyni je mniej atrakcyjnymi na rynku europejskim, i to niezależnie od funkcjonowania systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2.

Musimy pamiętać, że nasze decyzje inwestycyjne podejmowane teraz będą rzutowały na finalny rynek zbytu naszych polskich produktów za kilka lat.. Tymczasem firmy, które są obecne w Polsce, same będą starały się uzyskać neutralność pod względem emisji CO2. Warto podkreślić, że 88–90 proc. śladu węglowego w produktach, które są sprzedawane zagranicę, to efekt funkcjonowania krajowych podwykonawców. Sam dostawca gotowych produktów przyczynia się zaledwie do produkcji kilku procent śladu węglowego. Na ich udział składa się m.in. energia elektryczna, która nadal bazuje na węglu. Firmy zagraniczne, które funkcjonują w naszym kraju, będą więc musiały zdekarbonizować swój łańcuch dostaw. Doskonale wiemy, co to może oznaczać dla naszych krajowych firm, będących dostawcami lub poddostawcami. Duże firmy zagraniczne europejskie, ale i amerykańskie poradzą sobie, gorzej z 11 tys. polskich firm, które np. są dostawcami w branży samochodowej. One już teraz są informowane, że muszą zdekarbonizować się do 2030–2035 r., inaczej zostaną wykluczone z łańcucha dostaw.

Czy na naszym dużym udziale śladu węglowego będą mogli skorzystać rywale w regionie: Rumunia, Węgry czy Słowacja?

Słowacja, Czechy i Węgry, a także Rumunia bazują na zeroemisyjnej energetyce jądrowej, dodatkowo Węgry importują zeroemisyjną energię z Ukrainy. Ich ślad węglowy jest zatem mniejszy niż w Polsce.

Energetyka gazowa, biorąc pod uwagę aktualizację strategii energetycznej, nadal będzie rozwijana. Czy Siemens Energy dostrzega tę perspektywę dla siebie?

Mamy szerokie możliwości dostaw różnych technologii. W Polsce mamy szansę rozwoju miksu energetycznego bazującego na wietrze morskim, lądowym, fotowoltaice czy nieco zapominanej geotermii, która może być lokalnym rozwiązaniem dla ciepłownictwa miejskiego. Podobnie jest ze spalarniami śmieci oraz biogazowniami. Wiele projektów jest już w fazie realizacji, ale niestety jeszcze nie w pełnej skali. Polska jest jednak jednym z niewielu krajów w Europie, który ma mapę drogą dla energetyki. Wiele krajów takiej polityki nie ma, co może w przyszłości rodzić wyzwania. W naszym kraju taką busolę dla inwestorów mamy i to należy odczytywać jako pozytywne. Na tle innych krajów UE transformacja w Polsce odbywa się bez większych konfliktów społecznych. Dzięki polityce energetycznej mamy plan rozwoju branż, takich jak morskie farmy wiatrowe. Wszyscy gracze pierwszej fazy rozwoju morskich farm mają pozytywną decyzję Komisji Europejskiej dla pomocy publicznej i żadna firma nie wycofała się z tego procesu. Oznacza to, że firmy oceniły ten system wsparcia za atrakcyjny. Będziemy mieli jeszcze kilka projektów opartych na rozwiązaniach gazowych, jak m.in. projekt w Kozienicach, gdzie budowa bloków energetycznych opartych na błękitnym paliwie będzie miała jeszcze sens. Jednak jestem zwolennikiem szerokiego rozproszenia energetyki. Widzimy to także na przykładzie reaktorów SMR. Jeśli wszystkie te elementy zbierzemy w całość, to jesteśmy całkiem dobrze przygotowani do procesu transformacji, właśnie dzięki polityce energetycznej Polski.

Co to oznacza dla dostawców technologii?

Strategia pozwala zaplanować oferty dostaw poszczególnych technologii, łańcuchy dostaw i, co jest niezwykle istotne, pozwoli utrzymać w gotowości zespoły technologiczne, których istnienie jest konieczne, aby zaspokoić potrzeby rynku.

Grzegorz Należyty

Jest dyrektorem generalnym Siemens Energy w Polsce i wiceprezesem regionu Europy Wschodniej. Pracuje dla tej grupy od wielu lat. Wcześniej zajmował stanowiska m.in. w biznesie rozwiązań IT i telekomunikacji. Od 2012 r. jest związany z sektorem energetycznym Siemensa w Polsce. Pełni też funkcję członka zarządu Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska.

Coraz częściej słyszymy, że kluczowe inwestycje energetyczne w Polsce będą potrzebować zwiększonych nakładów inwestycyjnych, niż to szacowano jeszcze na początku ich realizacji. Co jest tego przyczyną?

Musimy pamiętać, że znaczna część obecnie realizowanych projektów została rozpoczęta przed wojną w Ukrainie, przed pandemią, a więc w czasie stosunkowo niskiej inflacji. Warunki cenowe znacząco się zmieniły, co w naturalny sposób przekłada się na wzrost kosztów realizowalnych inwestycji. Wcześniej zakładane inwestycje miały zupełnie inne budżety. Inwestor i dostawca mają obecnie ten sam problem. Coraz częściej słyszymy o formułach indeksacyjnych, a więc wskazaniach w kontrakcie konieczności zwiększenia nakładów w sytuacji rosnącej inflacji. Jako wykonawca zdajemy sobie sprawę, że w czasie inwestycji trwającej trzy–cztery lata, zmiany warunków makroekonomicznych mogą doprowadzić do sytuacji, w której inwestycja będzie trwale nierentowna. Stąd klauzule zabezpieczające.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Alphabet wypłaci pierwszą w historii firmy dywidendę
Biznes
Wielkie firmy zawierają sojusz kaucyjny. Wnioski do KE i UOKiK
Biznes
KGHM zaktualizuje strategię i planowane inwestycje
Biznes
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika
Materiał partnera
Handel z drugiej ręki napędza e-commerce