Prezes Coface: Czeka nas wzrost liczby niewypłacalnych firm

Bariera popytu praktycznie nie istnieje, więc firmy mogą przerzucać rosnące koszty na klientów. To jednak przejściowe zjawisko – uważa Jarosław Jaworski, prezes Coface w Europie Środkowo-Wschodniej.

Aktualizacja: 01.02.2022 22:02 Publikacja: 01.02.2022 21:00

Jarosław Jaworski, prezes Coface w Europie Środkowo-Wschodniej

Jarosław Jaworski, prezes Coface w Europie Środkowo-Wschodniej

Foto: materiały prasowe

Z raportu CEE Top 500, opublikowanego przez Coface pod koniec 2021 r., wynika, że w pandemicznym 2020 r. przychody największych firm z Europy Środkowo-Wschodniej zmalały o 3,3 proc., a w Polsce (161 firm) w zasadzie nie spadły wcale – o zaledwie 0,1 proc. Tymczasem aktywność w polskiej gospodarce, mierzona PKB, spadła o niemal 3 proc. Jak wyjaśnić tę rozbieżność?

Pandemia nie wpłynęła jednakowo na wszystkie branże gospodarki. Wiemy na przykład, że w ramach samego sektora przemysłowego niektóre firmy, np. motoryzacyjne, ucierpiały bardziej niż inne, np. producenci sprzętu IT, AGD czy mebli. W niektórych krajach regionu, na przykład w Czechach i na Słowacji, wśród dużych firm dominuje branża motoryzacyjna. Tam spadek przychodów w tej grupie przedsiębiorstw był większy. Polska ma bardziej zdywersyfikowany sektor przemysłowy, co widać także w strukturze branżowej największych firm. Jednocześnie pandemia bardziej uderzyła w firmy usługowe niż przemysłowe. W Polsce udział usług w tworzeniu PKB jest mniejszy niż w gospodarkach zachodniej Europy.

Czy to, że przychody dużych firm w Polsce zmalały w trakcie pandemii mniej niż PKB, oznacza, że nastąpiło jakieś przesunięcie aktywności od mniejszych do większych firm? I czy to zjawisko może się okazać na dłuższą metę korzystne? Pytam o to w kontekście dyskusji, że mamy w Polsce nadmiar małych nieproduktywnych przedsiębiorstw.

Pandemia i związane z nią ograniczenia działalności były najbardziej dotkliwe w trakcie pierwszej fali koronawirusa. Później rozpoczęło się stopniowe ożywienie, które największe firmy wykorzystały dzięki silnej pozycji konkurencyjnej, wysokiej wydajności pracy oraz np. działalności w segmencie online, którego udział zwiększył się w trakcie pandemii. Mniejsze firmy nie były aż tak konkurencyjne. Jednocześnie wiele małych nieproduktywnych przedsiębiorstw utrzymało się na rynku dzięki rządowej pomocy i środowisku niskich stóp procentowych. Potwierdza to wzrost o 71 proc. liczby niewypłacalności polskich przedsiębiorstw w 2021 roku. Największy udział w tym wzroście miały mikroprzedsiębiorstwa reprezentujące rolnictwo (202 proc.) oraz usługi (74 proc.).

Pandemia doprowadziła do przesunięcia popytu konsumpcyjnego z usług ku towarom. Ale nawet w tym kontekście polski przemysł radził sobie w ostatnich dwóch latach zdumiewająco dobrze, także wtedy, gdy antyepidemiczne restrykcje były łagodzone, a usługi stawały się dostępne. Jak można wytłumaczyć ten fenomen?

Polski przemysł na taką względną odporność pracował przez lata. Z jednej strony sprzyjają temu niższe wciąż koszty pracy i bliskość Europy Zachodniej, ale z drugiej strony Polska jest konkurencyjna pod względem jakości produkcji, wykwalifikowania kadry pracowniczej i zaangażowania w globalne łańcuchy produkcyjne. To przesądza o atrakcyjności inwestycyjnej Polski, którą potwierdza nieustający napływ inwestycji zagranicznych.

W ostatnich miesiącach bardzo szybko rósł odsetek firm, które skarżyły się na trudności ze znalezieniem pracowników. Czy niedobór rąk do pracy zatrzyma ożywienie w polskiej gospodarce?

Wszyscy tłumaczymy sobie te dane tak, że mamy problem z podażą pracy. Ale to nie wszystko. Proszę zwrócić uwagę, że stopa bezrobocia rejestrowanego wciąż nie wróciła do poziomu sprzed pandemii. Firmom trudno jest znaleźć pracowników, ale częściowo wynika to z tego, jakie wynagrodzenia chciałyby oferować. Inaczej: pracodawcom może być trudno znaleźć ludzi do pracy, jeśli oferują im płace na przedpandemicznym poziomie. Inflacja spowodowała wzrost oczekiwań pracowników. Nie mam jednak wątpliwości, że na dłuższą metę, jeśli chcemy się rozwijać, będziemy musieli nadal – tak jak w ostatnich latach – korzystać z zasobów kadrowych spoza Polski. Imigracja będzie łagodziła nierównowagę między popytem na pracowników a ich podażą.

Na wzrost płac, podobnie jak innych kosztów, firmy też się zresztą masowo skarżą. Wygląda jednak na to, że bardzo dobrze sobie z tymi problemami radzą. Jak wynika z danych GUS, w pierwszych trzech kwartałach 2021 r. przychody przedsiębiorstw niefinansowych odbiły się o ponad 20 proc. rok do roku, a zyski o ponad 50 proc. To oczywiście częściowo efekt niskiej bazy odniesienia – chociaż, jak wspomnieliśmy na początku, pogorszenie wyników firm w 2020 r. nie było wcale dramatyczne. Poza tym jednak bardzo dobre są też wskaźniki rentowności firm, a wskaźnik kosztów jest relatywnie niski – i nawet spadł w porównaniu z 2020 r. To mocno kontrastuje z doniesieniami, że w związku z napiętą sytuacją na rynku pracy, cenami energii i notowaniami surowców koszty rosną w zatrważającym tempie.

To, że 2020 r. był zupełnie inny niż 2021 r., utrudnia wyciąganie z tych danych twardych wniosków, niezależnie od efektu bazy. Wydaje się jednak, że wzrost przychodów firm w sporym stopniu odzwierciedla wzrost cen. Przedsiębiorstwa widzą, że ich koszty szybko rosną, ale widzą też, że popyt jest silny – w przypadku przemysłu dotyczy to szczególnie popytu eksportowego. Z naszych rozmów z firmami wynika, że popyt w ogóle nie jest dla nich teraz zmartwieniem. To pozwala im podnosić ceny równolegle do kosztów, może nawet nieco bardziej, bo wydaje się, że te podwyżki są obecnie akceptowane, łatwo je uzasadnić. Do tego pojawiły się niedobory niektórych towarów, a wraz z nimi myśl, że trzeba je kupować szybko. Wielu klientom bardziej teraz zależy na dostępności towaru niż na niskiej cenie. Bardzo silna konkurencja cenowa między firmami, która cechowała nasz rynek, szczególnie hurtowy, teraz trochę zanikła. To może się przekładać na wyższe marże.

Spodziewa się pan, że za jakiś czas – może wtedy, gdy ustąpią zaburzenia w łańcuchach dostaw i problem z dostępnością towarów minie – koszty w firmach dogonią podwyżki cen i rentowność zmaleje?

Tak może być. Choć teraz firmy przekładają rosnące koszty na ceny, obawiają się, że w pewnym momencie klienci przestaną to akceptować. To stanie się bardziej prawdopodobne, gdy na przykład klienci będą mogli znów łatwo sięgnąć po towary gorszej jakości z Chin. Obecnie to jest utrudnione z powodu skokowego wzrostu kosztów frachtu, który zmniejszył konkurencyjność azjatyckich wyrobów w Europie.

Zdolność przedsiębiorstw do kształtowania cen zmaleje, jeśli pojawi się nieistniejąca dziś bariera popytu. Czy taki będzie efekt stopniowego zaostrzania polityki pieniężnej i fiskalnej na świecie?

Jesteśmy obecnie na rozdrożu, nie bardzo wiadomo, jak się sprawy potoczą. Pandemiczne programy wsparcia aktywności gospodarczej są wycofywane, chociaż trzeba pamiętać, że w Europie rozkręca się Fundusz Odbudowy, a w USA duży program inwestycji publicznych. Stopy procentowe będą jednak rosły, co będzie oznaczało dla firm dalszy wzrost kosztów działalności. Na to nakładają się jeszcze zwyżki cen energii, które mają podłoże geopolityczne i przez to są dość nieprzewidywalne. I choć sektor przedsiębiorstw jako całość jest w stanie na razie podnosić ceny, to nie wszystkie firmy są w tej komfortowej sytuacji. Spodziewam się w najbliższym czasie wyraźnego wzrostu liczby przypadków niewypłacalności przedsiębiorstw.

Jak te przewidywania pogodzić z tym, że w październiku Coface podwyższył do A3 – z A4 – ocenę ryzyka niewypłacalności firm w Polsce (to trzeci stopień na ośmiostopniowej skali)? To oznacza powrót tej oceny do  poziomu sprzed pandemii. Z czego wynikała zmiana?

Z pewnej normalizacji sytuacji w gospodarce. Obniżka tej oceny była reakcją na pandemię i związaną z nią niepewność. Chyba nikt nie wyobrażał sobie, jak szeroko zakrojona będzie polityka antykryzysowa rządu. Moje obawy wynikają z tego, jak firmy będą funkcjonowały po wygaszeniu tego bezprecedensowego interwencjonizmu.

Oprócz tego Coface ocenia też kraje pod kątem „klimatu dla biznesu". W Polsce ta ocena to A2 – nieco mniej niż w większości państw zachodniej Europy, ale też mniej niż np. w krajach bałtyckich. Podobną oceną cieszą się Czechy, słabszą zaś Węgry, Rumunia i Bułgaria. Co to oznacza? Jak się ta ocena zmieniała w ostatnich latach?

Ocena klimatu biznesowego dotyczy dostępności informacji finansowej o przedsiębiorstwach w poszczególnych krajach, a także sposobów ochrony wierzytelności i efektywności procedur windykacyjnych. Ocena Polski utrzymuje się na stabilnym poziomie, a zmiany wprowadzone w ostatnich latach w prawie upadłościowym i wydzielenie odrębnego prawa restrukturyzacyjnego wzmocniły klimat biznesowy w tym zakresie, chociaż – jak na razie – nie przełożyło się to na wzrost oceny, która jest już na dosyć wysokim poziomie.

Zapytałem o to w kontekście zmian legislacyjnych z ostatnich lat. Od organizacji przedsiębiorstw stale się słyszy, że Polska jest krajem coraz mniej przyjaznym dla przedsiębiorców, że prawo jest coraz bardziej skomplikowane, a do tego wzrost kosztów jest zbyt szybki. Ale może te organizacje z racji roli, którą odgrywają, nie oceniają rzeczywistości obiektywnie? Jak pogodzić tę rzekomą nieprzyjazność Polski dla biznesu i piętrzące się problemy przedsiębiorców z szybkim rozwojem gospodarki?

Biorąc pod uwagę dane makroekonomiczne, rzeczywiście trudno kategorycznie twierdzić, że w Polsce nie da się rozwijać biznesu. Patrząc w najszerszej możliwej perspektywie, klimat dla biznesu nie jest w Polsce zły. Nie mam jednak wątpliwości, że polskie prawo podatkowe jest skomplikowane i mało stabilne. To jest źródło sporej niepewności dla firm, a Polski Ład jeszcze tę niepewność zwiększył.

O nieprzewidywalności polityki gospodarczej ostatnio mówi się dużo w kontekście decyzji NBP. Przez długi czas prezes tej instytucji Adam Glapiński sygnalizował, że podwyżki stóp procentowych długo nie będą potrzebne. W październiku Rada Polityki Pieniężnej niespodziewanie zmieniła nastawienie i zaczęła stopy gwałtownie podnosić, ale jednocześnie sugerowała do niedawna, że niepożądana jest aprecjacja złotego – poniekąd osłabiając skuteczność podwyżek stóp. Czy klienci Coface narzekają na sposób, w jaki prowadzona jest polityka pieniężna, czy raczej – skoro w większości są to eksporterzy – cieszą się ze słabości złotego?

Wszystko, co nieprzewidywalne bądź powodujące dużą zmienność kursu waluty, jest dla przedsiębiorstw negatywne. Na osłabieniu złotego korzystają teoretycznie eksporterzy, ale wielu z nich musi najpierw importować komponenty. Dla nich – i ogólnie dla całej gospodarki – najlepszy jest stabilny kurs. To daje im bezpieczeństwo planowania.

Nie chcę wchodzić w dyskusję, czy NBP za późno zaczął podnosić stopy procentowe, czy nie. Ale ważne jest, aby postępował w sposób przewidywalny – to dotyczy zresztą wszystkich instytucji publicznych. Mniej więcej w II kwartale 2021 r. wiele firm zaczęło planować inwestycje. Każdy taki projekt ma jakąś założoną rentowność, której wyliczenie wymaga pewnych założeń co do inflacji i stóp procentowych. Część z tych projektów może się stać nierentowna. Z tej perspektywy patrząc, zapewne byłoby lepiej, gdyby RPP zaczęła podnosić stopy procentowe wcześniej, a dzięki temu łagodniej.

Jarosław Jaworski od września 2021 r. jest prezesem Coface w Europie Środkowo-Wschodniej. Wcześniej był menedżerem odpowiedzialnym za biznes Coface w Polsce. Z tą firmą, zajmującą się ubezpieczaniem należności przedsiębiorstw, związany jest od 2006 r. Wcześniej był dyrektorem sprzedaży w Pekao Faktoring. Jest absolwentem ekonomii na KUL, posiada dyplom MBA Uniwersytetu w Illinois.

Z raportu CEE Top 500, opublikowanego przez Coface pod koniec 2021 r., wynika, że w pandemicznym 2020 r. przychody największych firm z Europy Środkowo-Wschodniej zmalały o 3,3 proc., a w Polsce (161 firm) w zasadzie nie spadły wcale – o zaledwie 0,1 proc. Tymczasem aktywność w polskiej gospodarce, mierzona PKB, spadła o niemal 3 proc. Jak wyjaśnić tę rozbieżność?

Pandemia nie wpłynęła jednakowo na wszystkie branże gospodarki. Wiemy na przykład, że w ramach samego sektora przemysłowego niektóre firmy, np. motoryzacyjne, ucierpiały bardziej niż inne, np. producenci sprzętu IT, AGD czy mebli. W niektórych krajach regionu, na przykład w Czechach i na Słowacji, wśród dużych firm dominuje branża motoryzacyjna. Tam spadek przychodów w tej grupie przedsiębiorstw był większy. Polska ma bardziej zdywersyfikowany sektor przemysłowy, co widać także w strukturze branżowej największych firm. Jednocześnie pandemia bardziej uderzyła w firmy usługowe niż przemysłowe. W Polsce udział usług w tworzeniu PKB jest mniejszy niż w gospodarkach zachodniej Europy.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Naprawa samolotu podczas lotu
Materiał partnera
Przed nami jubileusz 10 lat w Polsce
Materiał partnera
Cyfrowe wyzwania w edukacji
Biznes
Rewolucyjny lek na odchudzenie Ozempic może być tańszy i kosztować nawet 20 zł
Biznes
Igor Lewenberg, właściciel Makrochemu: Niesłusznie objęto nas sankcjami