– Jesteśmy na krawędzi rozszerzenia się zarazy poza kilkadziesiąt branż najbardziej dotkniętych dziś pandemią – mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – I jeśli w jakiejś rozsądnej perspektywie, dwóch czy trzech tygodni, nie otworzymy gospodarki, zaraza dotknie też z dużą siłą firm z innych branż, a tego nasza gospodarka może już nie wytrzymać. To skończy się gigantyczną zapaścią gospodarczą – przestrzega. Jego zdaniem różne dane pokazują, że dotychczasowe lockdowny mają ograniczony wpływ na to, co dzieje się z pandemią. Więcej zależy od przestrzegania przyjętych reżimów sanitarnych. – Trzeba spojrzeć faktom w oczy, mieć odwagę, której rząd nie ma, i po prostu należy spróbować żyć z wirusem – mówi. Jego zdaniem nie możemy sobie pozwolić na zamknięcie gospodarki na kolejne dwa tygodnie, potem na następne dwa i tak przez kolejne miesiące. – Nie mamy tyle pieniędzy co Francja czy Wielka Brytania i po prostu tego nie wytrzymamy – mówi Cezary Kaźmierczak.
Podobnie widzi to Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP. – Każde przedłużanie obostrzeń zadziała niekorzystnie na zamknięte dziś branże usługowe. One i tak są już w bardzo trudnej sytuacji. Część z nich jest na granicy bankructwa, planują zwolnienia – tłumaczy. Jego zdaniem rozwiązania powinny iść raczej w kierunku stopniowego luzowania obostrzeń.
Potrzebne wsparcie
Eksperci nie mają wątpliwości, że ewentualnemu ogłoszeniu przedłużenia obowiązywania obostrzeń i zamknięcia możliwości prowadzenia działalności powinno towarzyszyć ogłoszenie programu wsparcia. – Od ogłoszenia lockdownu w listopadzie minęło wiele tygodni, a pomocy ciągle nie ma. Dopiero teraz ma startować – zwraca uwagę ekspertka ekonomiczna Lewiatana.
– Jest oczywiste, że firmy razem z decyzją o przedłużeniu zamknięcia powinny się dowiedzieć, czy tylko dostaną młotkiem w głowę, czy dostaną też jakąś pomoc, która pomoże im dojść do siebie – mówi Witold Michałek. Jego zdaniem na pomoc firmy czekają zbyt długo. A kroplówka potrzebna jest od razu.
– Obostrzenia nałożone na firmy trwają już niemal rok. Jeśli firmy nie korzystają ze wsparcia i nie mogą działać, to są już mocno wydrenowane z pieniędzy. Z każdym kolejnym lockdownem rośnie ryzyko, że to już koniec, że dłużej nie wytrzymają i po prostu upadną – mówi Sonia Buchholtz. Dodaje, że pomoc powinna być przyznawana, nie jak teraz dla kilkudziesięciu branż według rządu najmocniej dotkniętych zamrożeniem działalności, lecz tak jak wiosną wedle kryterium spadku przychodów. – W maju lub czerwcu może się okazać, że firmy, które wiosną dostały pomoc, teraz bez niej upadną. I całe to wcześniejsze wsparcie pójdzie na marne – tłumaczy ekspertka ekonomiczna Lewiatana.
Zdaniem przedstawicieli biznesu o przedłużeniu obostrzeń rząd powinien poinformować z wyprzedzeniem. – Część branż działa sezonowo. I w poszczególnych sezonach osiąga największe zyski. Tak jest z branżą hotelarską, ale też gastronomiczną, zwłaszcza w rejonach atrakcyjnych turystycznie. Dla nich przedłużenie zamknięcia o kolejne dwa tygodnie w praktyce będzie oznaczać, że sezon zimowy został stracony – tłumaczy Sonia Buchholtz. Zwraca też uwagę na branżę odzieżową, która zatowarowała się w grudniu i teraz ma ostatni moment, by sprzedać choć część kolekcji zimowej. – Część firm szykuje się już na odmrożenie działalności. Jeśli go nie będzie, to wcześniejsza informacja na ten temat pozwoli im uniknąć niepotrzebnych wydatków – mówi Sonia Buchholtz.