Zeszłoroczna decyzja rządu PO–PSL w sprawie wyboru caracali w przetargu na śmigłowce wsparcia pola walki od początku nie podobała się obecnemu ministrowi obrony narodowej Antoniemu Macierewiczowi. Ale, jak zapewnia resort, to nie zastrzeżenia szefa MON do kontraktu na 50 helikopterów dla Airbusa przyznanego z pominięciem dwóch istniejących w kraju zakładów produkujących śmigłowce zdecydowały o skreśleniu caracali.
– Ubolewam, że Airbus Helicopters nie sprostał naszym oczekiwaniom kompensacyjnym – mówił „Rz" Bartosz Kownacki, wiceszef MON nadzorujący wojskowe zakupy.
Wiceminister zapewniał, że rząd negocjował z francuskim partnerem umowę offsetową w dobrej wierze. – Choć, to prawda, że wysoko podnieśliśmy poprzeczkę. Jednak to Francuski partner nie spełnił wcześniejszych obietnic dotyczących przemysłowych inwestycji – mówił Kownacki.
Wiceminister twierdzi, że MON dokona teraz wnikliwej analizy rzeczywistych śmigłowcowych potrzeb armii i oczywiście możliwości ich zaspokojenia. – Sama decyzja ministra gospodarki o odrzuceniu propozycji offsetowych związanych z caracalami powinna być pouczającym sygnałem dla innych koncernów, które próbują w Polsce sprzedawać uzbrojenie. Poważnie traktujemy kwestie przemysłowych deklaracji i zobowiązań zagranicznych partnerów – ostrzega Kownacki.
Wyborcze obietnice
Z takim finałem śmigłowcowego przetargu dekady nie może się pogodzić Czesław Mroczek, wiceszef resortu obrony ds. modernizacji armii w rządzie PO–PSL: – Decyzja Antoniego Macierewicza działa na szkodę sił zbrojnych. Nowe śmigłowce wsparcia powinny szybko zasilić wojsko, bo od tego zależy zwiększenie mobilności żołnierzy. Były wiceminister obrony narodowej, a obecnie poseł opozycji, przyznaje, że spodziewał się takiej decyzji Antoniego Macierewicza. – To nie potrzeby armii zdecydowały o ostatecznym rozstrzygnięciu, ale konieczność spełnienia wyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości składanych w śmigłowcowych zakładach w Świdniku i Mielcu w czasie kampanii wyborczej – ocenia Czesław Mroczek.