Najwięcej mikroźródeł (ok. 9,4 tys.) podłączył dotąd PGE Dystrybucja. Niedaleko za liderem jest dystrybucyjna spółka Tauronu z liczbą ponad 9,1 tys. takich instalacji. Najmniej jest ich u warszawskiego dystrybutora energii, czyli Innogy Stoen Operator (ok. 540 sztuk). Powód? Najmniejszy obszar działania i inna struktura odbiorców, mieszkających głównie w blokach, a nie domach jednorodzinnych.
Chociaż dynamika przyrostu takich źródeł jest zauważalna, to jednak prosumenci, tj. odbiorcy wytwarzający własny prąd, np. w panelu słonecznym zainstalowanym na dachu, nadal stanowią znikomy promil ogólnej liczby klientów koncernów energetycznych. To zresztą one oponowały najmocniej przeciw wprowadzeniu tzw. taryf gwarantowanych (do ustawy o OZE), które zapewniałyby szybszy zwrot z inwestycji pewnej grupie właścicieli instalacji. W efekcie boom widoczny w mikroinstalacjach to raczej zasługa dotacji niż mechanizmów wsparcia ich rozwoju przez rząd.
Jak zauważa Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, większość z ok. 200 MW mocy z mikroinstalacji zbudowano, korzystając z dotacji, głównie regionalnych programów operacyjnych (ok. 90 proc.), ale też programu Prosument Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej i programów wojewódzkich funduszy. – Kiedy fundusze unijne i oparte na nich projekty parasolowe się skończą, to przyrost źródeł prosumenckich przystopuje – przewiduje Wiśniewski.
Powód? Paliwem rozwoju takich mocy nie są mechanizmy rynkowe. A obecny system rozliczenia prosumentów (tzw. opusty) daje korzyści tylko dystrybutorom. – Pobierają oni opłaty za przesył każdej kWh, nie wzmacniając sieci niskich napięć – tłumaczy Wiśniewski. Tempo przyrostu mikroinstalacji określa jako porażkę. – Gdybyśmy w takim tempie chcieli dojść do poziomu Niemiec, które mają dziś 10 mln źródeł prosumenckich, to zajęłoby nam to 300 lat – dodaje szef IEO.
Potencjał i wyzwanie
Potencjał naszego rynku – przy próbie wprowadzenia taryf gwarantowanych – szacowano na ok. 250 tys. źródeł prosumenckich do 2020 r. Z kolei Energa w 2015 r. wyliczyła, że do każdego węzła w sieci można przyłączyć ok. 10–15 mikroinstalacji, co w skali całego kraju dawałoby liczbę 3–5 mln źródeł prosumenckich.
Zdaniem Mariusza Klimczaka, wiceprezesa Geo-Solar, takich instalacji nad Wisłą mogłoby powstać milion. Oznacza to, że docelowo na polskich gospodarstwach domowych mogą funkcjonować elektrownie o łącznej mocy 3 tys. MW. – Przyrost prosumenckich mocy przyspieszy wraz ze zwiększaniem opłacalności instalacji. Przyczyni się do tego wzrost cen energii, a także rozwój programu elektromobiliności – wylicza Klimczak. – Bez źródeł odnawialnych nie starczy mocy dla zasilania aut elektrycznych – wyjaśnia.