Jeśli ktoś zdecyduje się już teraz, dokąd pojedzie na przyszłoroczny urlop, to ma zagwarantowaną cenę, zaliczka jest niska – od kilku do kilkunastu procent wartości pakietu (najczęściej 200–300 zł od osoby), a za dopłatą 10–50 zł można dowolnie zmieniać miejsce docelowe, termin oraz skład „wycieczki". Tu mogą się zmienić nawet wszyscy uczestnicy.
Przy wyborze już teraz zagranicznych wakacji w lipcu bądź sierpniu 2022 roku za tydzień w 4-gwiazdkowym hotelu ze śniadaniem i obiadokolacją w Bułgarii trzeba zapłacić 1200–1300 zł, w Tunezji od 1400 zł, w Turcji 1500 zł, na Malcie, we Włoszech i na hiszpańskiej Costa Brava to wydatek od 1800–1900 zł. Oferta wszystko w cenie (AI) jest zazwyczaj o 100–200 złotych droższa. Bardzo ciekawie wyglądają w tej chwili rezerwacje w hotelach 5-gwiazdkowych w formule AI. W Bułgarii pobyt tygodniowy kosztuje wówczas 1800 zł, w Tunezji o 100 zł więcej, w Turcji 2 tys. zł, w Egipcie 2200 zł, a na położonej na Morzu Jońskim greckiej wyspie Zakhyntos – 2300 zł.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego warto rozważyć zagwarantowanie sobie przyszłorocznego wyjazdu. To inflacja, która raczej nie ustąpi. – Wszystkie dane, które otrzymaliśmy ostatnio, pokazują, że inflacja jest na ścieżce wzrostu. Przyspiesza szybciej, niż myślałem – mówił w TOK FM członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Eugeniusz Gatnar. – Sądziłem, że te 6 proc. będzie gdzieś na koniec roku, a obawiam się, że może to być nieco szybciej – dodał.
Inflacja przekłada się na wzrost cen, który nie omija branży turystycznej. Dlatego, gdy nabierze ona rozpędu, obecne ceny wakacji raczej nie będą już dostępne.
– First minute, czyli kupowanie wycieczek z dużym wyprzedzeniem, zawsze było opłacalne, bo klienci rezerwują wakacje z katalogu, korzystając z podobnych zniżek jak w last minute, za to mogą przebierać w pełnej ofercie, a nie kupować to, czego wcześniej nie udało się sprzedać biurom podróży - przekonuje Radosław Damasiewicz, prezes Travelplanet.pl.