W poniedziałek Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ogłosił, że Polska ma płacić 500 tys. euro kary za każdy dzień działania kopalni węgla brunatnego w Turowie. To element nacisku, który ma doprowadzić do wykonania majowej decyzji TSUE o wstrzymaniu wydobycia w tej kopalni. Wniosek w tej sprawie wniosły w lutym Czechy, uzasadniając go negatywnym wpływem kopalni na regiony przygraniczne, gdzie wydobycie węgla wywołało spadek poziomu wód gruntowych.
Polska ani myśli przerywać wydobycia, bo wiązałoby się to z zatrzymaniem pracy elektrowni Turów. Związki zawodowe idą jeszcze dalej: Solidarność zapowiedziała drastyczne akcje protestacyjne. Mówi też o potrzebie dyskusji nad kosztami i korzyściami płynącymi z członkostwa Polski w UE.
– Wszyscy pytają: Janusz, co byś zrobił w tej sytuacji? Odpowiadam: nigdy bym do niej nie dopuścił – mówił nam we wtorek Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki. – Nie sztuka leczyć po zawale, sztuka mu zapobiec – dodał.
Skrytykował beztroską politykę rządu w tym zakresie, odkładanie decyzji, wmawianie opinii publicznej, że nic się nie stało. – Stało się. I dzieje się cały czas. Tego typu dramaty układają się w ciąg, by wymienić tylko Ostrołękę C, brak zmian w energetyce i umizgiwanie się do górników – przekonuje były wicepremier.
Zwraca też uwagę, że dostaliśmy dużo czasu na porozumienie się z Czechami w sprawie Turowa, że sygnały w tej sprawie z UE przychodziły od dawna. – Zawiodło polskie przywództwo polityczne – mówi Piechociński. – Mateusz Morawiecki został premierem także po to, by poprawić stosunki z UE, usprawnić prowadzone z nią rozmowy, poprawić wizerunek Polski na arenie międzynarodowej. Nic z tego nie wyszło. A w sprawie Turowa zostało gaszenie pożaru, które też idzie słabo – dodał były wicepremier.