Kryzys gazowy w Europie: ceny paliwa biją rekordy

Kontynentowi strach zajrzał w oczy. Dystrybutorzy przepisują taryfy, a przemysł rozważa przestoje w produkcji. Polska jest tu w relatywnie niezłej sytuacji, choć i nas czekają zapewne kolejne podwyżki.

Aktualizacja: 19.09.2021 21:07 Publikacja: 19.09.2021 21:00

Polska potrzebuje 20 mld m sześc. gazu rocznie. W ciągu dekady popyt urośnie do 30 mld m sześc.

Polska potrzebuje 20 mld m sześc. gazu rocznie. W ciągu dekady popyt urośnie do 30 mld m sześc.

Foto: shutterstock

Wygłoszone podczas piątkowej konferencji prasowej online komentarze szefa Gazpromu Aleksieja Millera na temat sytuacji na europejskim rynku gazu nie pozostawiają wątpliwości: mamy kryzys. – Obecny stan magazynów gazu w Europie jest niższy od normalnych poziomów o 22,9 mld m sześc. – szacował Rosjanin. – Europa wejdzie w sezon jesienno-zimowy z dużymi ubytkami zapasów. To oczywiste, że taka sytuacja ma wpływ na ceny, i widzimy, że przekraczają one w Europie wszelkie możliwe poziomy. To możliwe, że pobiją nawet te rekordy, które już zdążyły ustanowić – dodał.

Miller upatruje przyczyn tej sytuacji w raptownym wzroście popytu na błękitne paliwo. Miałby to być efekt transformacji energetycznej, która pełną parą rusza właśnie na naszym kontynencie: w jej ramach producenci energii przestawiają się gwałtownie z węglowych źródeł energii na gazowe. Błękitne paliwo – choć emisyjne – jest jednak czystsze niż węgiel, co pozwala szybko redukować emisje CO2 bez konieczności nagłego przejścia na OZE.

Czytaj więcej

Tej jesieni aż strach włączyć grzejniki

Ale proces ten powoduje też gwałtowny wzrost popytu i topnienie zapasów w magazynach. Zapasów, które i tak nie były na najwyższych poziomach po poprzednich, stosunkowo ciepłych, sezonach grzewczych. W normalnych okolicznościach producenci surowców mogą łagodzić takie rynkowe wstrząsy, zwiększając dostawy. W tym przypadku takiej reakcji nie było: Gazprom, jak podejrzewa rynek, chce zamknąć w ten sposób usta krytykom gazociągu Nord Stream 2; Norwegowie narzekają na coraz mniejszą dostępność swoich zasobów; kraje dostarczające gaz LNG nie kwapią się do interwencji.

Efekty najlepiej widać na najbardziej zliberalizowanych rynkach w Europie, np. w Wielkiej Brytanii. „Do czasu, gdy zima dobiegnie końca, możemy skończyć z liczbą dostawców nieprzekraczającą dziesięciu" – prognozuje na łamach „Financial Times" Ellen Fraser z firmy konsultacyjnej Beringa. Dziś liczba firm na tym rynku oscyluje w okolicach 60. Co gorsza jednak, kolejnym poszkodowanym może stać się przemysł na Wyspach – choćby mięsny. Kolejne firmy i ich dostawcy ogłaszają bowiem zamiar przystopowania produkcji. To oznaczałoby z kolei pustawe półki w sklepach. Nic zatem dziwnego, że rząd w Londynie usiadł do konsultacji w sprawie gazowego kryzysu z rodzimym biznesem.

PGNiG obserwuje ceny

Kryzys dotarł też do Polski. Cena kontraktów natychmiastowych (spotowych) na Towarowej Giełdzie Energii sięgała w piątek 317,26 zł/MWh, co oznacza niemal sześciokrotny wzrost w ciągu roku. PGNiG, nasz państwowy dystrybutor gazu, wydaje się nieco zaskoczony sytuacją: jeszcze tydzień temu informował, że nie złożył wniosku taryfowego. Tymczasem w czwartek URE zdecydował o podwyżce taryfy detalicznej dla spółki PGNiG Obrót Detaliczny o 7,4 proc.

Czy możliwe są kolejne podwyżki? „PGNiG z uwagą obserwuje zachowanie cen rynkowych, które mają zasadnicze znaczenie dla kosztów pozyskania gazu przez PGNiG OD, które dostarcza paliwo dla odbiorców domowych. Naszym celem jest przedstawienie naszym klientom konkurencyjnej cenowo i jakościowo oferty, która zarazem pozwoli PGNiG działać w sposób rentowny" – odpowiada nam wymijająco spółka.

Czytaj więcej

Grzej, płać i płacz. To będzie drogi sezon grzewczy

Taryfa detaliczna chroni gospodarstwa domowe przed rozchybotaniem rynku. Biznes już nie ma tak łatwo: firmy płacą ceny rynkowe, które rzadko mogą w pełni przenieść na ceny swoich finalnych produktów.

Największymi konsumentami błękitnego paliwa w Polsce są obecnie koncerny PKN Orlen i Grupa Azoty. Pierwszy z nich szczególnie duże ilości tego surowca zużywa do produkcji rafineryjnej, petrochemicznej i energii. Drugi do produkcji nawozów. W ocenie giełdowych analityków wyjątkowo wysokie ceny gazu mają negatywny wpływ na kondycję obu koncernów. Dużymi odbiorcami są też Lotos i KGHM. Gdański koncern wydobywa jednak na tyle duże ilości błękitnego paliwa, że zmiany jego cen mają na grupę neutralny wpływ. KGHM natomiast kupuje od PGNiG gaz zaazotowany, który z kolei pozyskiwany jest z lokalnych złóż i którego ceny nie są tak wysokie jak tego, który płynie w sieci. Jednak na dłuższą metę kłopoty związane z wyższymi rachunkami dopadną każdą firmę w Polsce.

Dwa, trzy lata drożyzny

Zdaniem prof. Mariusza Ruszela z Politechniki Rzeszowskiej na rynku zakładano, że pandemia na stałe obniży ceny gazu. Efekt był przejściowy, potem nastąpiło mocne odbicie. – Covid zmienił przy tym strukturę kontraktów na rynku gazu. Dziś na rynku gazu skroplonego dominują kontrakty krótkoterminowe. Do tego w nadchodzących dwóch–trzech latach 30–40 proc. kontraktów długoterminowych na rynku skroplonym wygaśnie. Negocjacje dotyczące ich przedłużenia lub odnowienia zaczynają się z pewnym wyprzedzeniem, w wielu przypadkach już dziś. W interesie eksporterów jest więc teraz, by ceny były wyższe – ocenia Ruszel. I to przez cały wspomniany okres zawierania nowych umów.

Czytaj więcej

Michał Niewiadomski: Nie z nami te numery, Wołodia

Jego zdaniem w tej sytuacji należy dążyć do tego, by możliwie jak najbardziej rozbudować infrastrukturę energetyczną, bo to zwiększa możliwości importowe, daje większe możliwości negocjacyjne i w konsekwencji może się przełożyć na niższe ceny. – Istotną sprawą jest też wydobycie własne. Polska wydobywa niecałe 4 mld m sześc. gazu rocznie, co daje możliwość obniżenia cen, bo nie opieramy się jedynie na gazie importowanym. Gdybyśmy sami nie wydobywali gazu, to skala podwyżek byłaby jeszcze większa – mówi prof. Ruszel.

Opinia dla „rz"

Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku

Prognozy na ten okres grzewczy są takie, że potrwa on długo i będzie intensywny. Na hurtowym rynku mamy więc panikę, każdy chce kupić gaz.

Jeśli okaże się, że zima nie będzie mroźna, a sezon grzewczy nie tak intensywny, to napięcie zelżeje. Na razie jednak oczekiwania są takie, że ceny będą wysokie i jeśli zaczną trochę spadać, to na wiosnę przyszłego roku. Gdyby zima była łagodna, to po niej mogłoby się udać mocniej wypełnić magazyny.

Łagodne zimy z lat 2018–2019, duże zapasy sprawiały, że gaz był rekordowo tani. W ciągu roku to się odwróciło, bo tani gaz zaczął być na większą skalę wykorzystywany w przemyśle, w energetyce na całym świecie. Pojawiło się sporo inwestycji w niżej emisyjne energetyczne bloki gazowe. Przyszła jednak ostrzejsza zima, która pokazała prawdziwy obraz popytu i wydrenowała zapasy.

Wygłoszone podczas piątkowej konferencji prasowej online komentarze szefa Gazpromu Aleksieja Millera na temat sytuacji na europejskim rynku gazu nie pozostawiają wątpliwości: mamy kryzys. – Obecny stan magazynów gazu w Europie jest niższy od normalnych poziomów o 22,9 mld m sześc. – szacował Rosjanin. – Europa wejdzie w sezon jesienno-zimowy z dużymi ubytkami zapasów. To oczywiste, że taka sytuacja ma wpływ na ceny, i widzimy, że przekraczają one w Europie wszelkie możliwe poziomy. To możliwe, że pobiją nawet te rekordy, które już zdążyły ustanowić – dodał.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Dobre 30 lat leasingu. Będą kolejne rekordy
Biznes
Nowy zakład Azotów pełną parą ruszy za kilka miesięcy
Biznes
UE zamienia słowa w czyny: broń dla Ukrainy za rosyjskie pieniądze
Materiał partnera
Samochód elektryczny potrzebuje energii tak samo jak telefon
Biznes
Sztuczna inteligencja jest lustrem ludzkości