Wojsko musi szybko kupić dwa zestawy taktycznych bezpilotowców (bsl), które będą śledzić z powietrza szlaki komunikacyjne w Afganistanie, kontrolować ruchy talibów, wskazywać cele własnej artylerii i oceniać skuteczność ognia. W każdym zestawie bezpilotowe samoloty (zazwyczaj 4) to jedynie część skomplikowanego systemu, który umożliwia zbieranie i analizę informacji dostarczanych przez przyrządy optoelektroniczne zainstalowane na sterowanych zdalnie maszynach. Armia chce by bezzałogowe aparaty mogły wykonywać przynajmniej dziesięciogodzinną misję na dystansie ok. 200 kilometrów. wznosząc się na wysokość około5 km. Wojsko na razie nie przewiduje instalowania na pokładach bezzałogowych maszyn uzbrojenia.
Dostawca sprzętu miałby w ramach kontraktu przygotować personel do pracy z bezpilotowcami a zwłaszcza analityków do oceny danych uzyskiwanych z powietrznego zwiadu. - Wbrew pozorom to niezwykle skomplikowana sprawa, wymaga trudnego szkolenia i ogromnego doświadczenia – mówi Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny fachowego pisma Raport WTO.
Według naszych informacji na obecnym etapie negocjacji MON wybrało trzech potencjalnych dostawców bsl, którzy współpracują z polskimi partnerami biznesowymi. Wszyscy, bez wyjątku, to producenci izraelscy.
Zbrojeniowa grupa Elbit Systems, wspólnie z polskim Cenreksem proponuje płatowce Hermes 450, które eksploatuje już armia izraelska a kupili i używają w Afganistanie Brytyjczycy. - Hermes dysponuje unikalną zdolnością do optoelektronicznego monitorowania terenu i wykrywania min "pułapek" zachwala Łukasz Miazgowski szef marketingu w spółce Cenrex.
Aeronautics Defence Systems oferuje najmniejszy z oferowanych Polsce systemów - Aerostar, który wypróbowała w Afganistanie armia holenderska. ADS już ma doświadczenie we współpracy z polskimi siłami zbrojnymi, bo wcześniej, wespół z polskim parterem, warszawską spółką G&R (sprzęt specjalny, urzadzenia dla ochrony i bezpieczeństwa) dostarczała im mniejsze systemy zwiadowcze Orbiter.