To przełom – od lat 90. w naszym kraju aptek systematycznie przybywało. Nawet jeśli część z nich znikała z rynku, nowo otwieranych placówek wciąż było więcej. W 2009 r. ta tendencja po raz pierwszy się załamała. Na koniec roku działało w Polsce 13,4 tys. aptek wobec 13,65 tys. rok wcześniej.
– Na początku roku liczba aptek jeszcze rosła – mówi „Rz” Piotr Kula, prezes Pharma Expert. – Załamanie przyszło dopiero później. Nałożyło się na to kilka przyczyn: kryzys gospodarczy i trudności z uzyskaniem kredytu, co przyhamowało rozwój nowych punktów aptecznych, a także zawirowania związane ze zmianami w prawie (sztywne marże i ceny) – dodaje.
Mniejsza liczba aptek nie przełożyła się na spadek zakupów polskich pacjentów. Wartość rynku wzrosła o 8,3 proc., do ponad 26 mld zł. Rekord wzrostu padł w listopadzie, kiedy sam segment OTC (preparatów bez recepty) zyskał 30 proc. w porównaniu z listopadem 2008 r. – Tak dobry wynik to pochodna epidemii grypy, która wypadła akurat w najważniejszych dla branży kwartałach: pierwszym i czwartym – mówi „Rz” Piotr Kula.
Segment leków bez recepty w ubiegłym roku był wart 9,25 mld zł, co oznacza wzrost o 14 proc. Cztery lata temu produkty z tego segmentu stanowiły ok. 32 – 33 proc. asortymentu przeciętnej apteki, dziś jest to już 46 – 47 proc. – Boom na leki OTC też pośrednio związany jest z kryzysem – tłumaczy Piotr Kula. – Pracownik, który zachoruje np. na grypę, woli się szybko wyleczyć za pomocą ogólnodostępnych środków, niż iść na zwolnienie, bo na jego miejsce może czekać kolejka chętnych. Niewątpliwie wpływ na tę sytuację ma też utrudniony dostęp do lekarza oraz oddziaływanie na konsumentów reklam.
Na tle rekordowej sprzedaży leków z segmentu OTC dość blado wypada rynek refundowanych preparatów. W 2009 r. rósł dwukrotnie wolniej w porównaniu z całym rynkiem (tylko o 4,9 proc.).