Państwo wydało najwięcej na odprawy dla górników

Zwolnienia górników, hutników i stoczniowców kosztowały budżet od 1998 r. około 5,5 mld zł. A to jeszcze nie koniec

Publikacja: 20.01.2010 03:06

Górnicy podczas pracy

Górnicy podczas pracy

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Dziś związkowcy ze stoczniowej „Solidarności” spotkają się z ministrem Michałem Bonim. Będą się domagać – jak dotychczas – by program zwolnień monitorowanych trwał, a stoczniowcom, którzy z niego skorzystali, przywrócono prawo do zasiłku.

– Najbardziej zależy nam jednak, żeby wspólnie znaleźć sposób na utworzenie nowych miejsc pracy na terenach postoczniowych – mówi „Rz” Krzysztof Fidura z „Solidarności” Stoczni Szczecińskiej Nowej. – Ludzie chcieliby ponownie znaleźć pracę, a tego problemu zasiłki nie rozwiążą.

Do tej pory 9 tys. zwalnianych z pracy stoczniowców dostało od państwa ok. 371 mln zł w ramach odpraw. Szkolenia i doradztwo zawodowe dla nich kosztowały 120 mln zł, a potrwają jeszcze do czerwca.

Kwotowo nie jest to najwyższa rządowa pomoc, jaką dostały objęte masowymi zwolnieniami grupy zawodowe. Najkosztowniejsze były jak dotąd zwolnienia w górnictwie. W ramach programu reformy górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 1998 – 2002, którym objęto 100 tys. górników, na odprawy dla ok. 37 tys. osób wydano z budżetu 4,5 mld zł.

Przeciętne jednorazowe odprawy pobierane przez górników wynosiły 44 – 55 tys. zł. Stoczniowe wypadają na tym tle nie najgorzej – zwalniani dostali 20 – 64 tys. zł (w zależności od stażu pracy, najmniejsze kwoty przyznano zatrudnionym krócej niż pięć lat).

Porównywalną ze stoczniowcami kwotę pomocy – wliczając w to wydatki szkoleniowe – przyznano hutnikom – ok. 0,5 mld zł, głównie w ramach programu restrukturyzacji hutnictwa żelaza i stali w Polsce w 1998 r., a także hutniczego pakietu aktywizującego z 2006 r.

Odprawy dla hutników były o jedną czwartą niższe niż w górnictwie, a same warunki pomocy też mniej korzystne. Odchodzący pracownicy nie mieli np. prawa do urlopów. W zamian skrócono okres uprawniający ich do uzyskania świadczeń przedemerytalnych. Łącznie w latach 1999 – 2001 z hut odeszło ok. 47 tys. osób.

Górnicy i hutnicy zobowiązywali się też, że nie wrócą do kopalń i hut. Stoczniowcy nie musieli składać takich deklaracji. Teraz traktują to jako podstawę do dalszych pertraktacji z rządem. – W przypadku górników i hutników sprawa była jasna: nieodwołalnie likwidowano ich miejsca pracy – twierdzi Krzysztof Fidura. – Tymczasem nam obiecywano, że jeśli dobrowolnie odejdziemy ze stoczni, po oddłużeniu majątku część osób wróci do zakładów. Inni, przeszkoleni, poradzą sobie na rynku pracy. Mamy prawo czuć się oszukani.

– Te procesy są nieporównywalne, bo kierowały się odmienną logiką. W przypadku górnictwa i hutnictwa mieliśmy do czynienia z procesem restrukturyzacji, który miał doprowadzić do redukcji miejsc pracy i podniesienia rentowności branż – mówi „Rz” Cezary Wiśniewski, partner w kancelarii Linklaters. – Tymczasem założeniem rządu nie była likwidacja sektora stoczniowego. Przeciwnie – uważano, że w perspektywie ma on przed sobą przyszłość. Po znalezieniu inwestora strategicznego produkcja w zakładach miała być rozwijana.

Zdaniem Wiśniewskiego takie założenia przyjmowano w dobrej wierze. – Nie ma zatem logicznego uzasadnienia, by argumentując, że się nie sprawdziły, domagać się dodatkowej pomocy na zasadach przewidzianych dla restrukturyzowanych branż – mówi, dodając jednak: – Przyjmując specustawę, która była odstępstwem na rzecz jednej grupy społecznej, rząd wziął na siebie ryzyko eskalacji żądań ze strony stoczniowców i powoływania się na ten precedens przez inne grupy.

[ramka][srodtytul]Dominika Staniewicz,ekspert Business Centre Club[/srodtytul]

Stoczniowcy dostali bardzo dużo. Rząd spełnił większość składanych im obietnic finansowych. Z drugiej strony pozostawił niespełnione nadzieje dotyczące nowego pracodawcy. Można więc podejrzewać, że dotychczasowi pracownicy stoczni, zakładając, że po kilku miesiącach przerwy wrócą do pracy, inaczej gospodarowali pieniędzmi z odpraw, niż gdyby wiedzieli, że idą na trwałe bezrobocie. Dlatego, choć jestem zwolennikiem zachęcania zwolnionych do samodzielnego radzenia sobie na rynku pracy, w tym przypadku trzeba wziąć pod uwagę fakt, że przy programie zwolnień popełniono wiele błędów. Wciąż można poprawić projekt szkoleniowy. Przeznaczono na niego dużą kwotę, ale są to źle wydane pieniądze, bo szkolenia nie przynoszą spodziewanych efektów.[/ramka]

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

[mail=b.chomatkowska@rp.pl]b.chomatkowska@rp.pl[/mail]

Dziś związkowcy ze stoczniowej „Solidarności” spotkają się z ministrem Michałem Bonim. Będą się domagać – jak dotychczas – by program zwolnień monitorowanych trwał, a stoczniowcom, którzy z niego skorzystali, przywrócono prawo do zasiłku.

– Najbardziej zależy nam jednak, żeby wspólnie znaleźć sposób na utworzenie nowych miejsc pracy na terenach postoczniowych – mówi „Rz” Krzysztof Fidura z „Solidarności” Stoczni Szczecińskiej Nowej. – Ludzie chcieliby ponownie znaleźć pracę, a tego problemu zasiłki nie rozwiążą.

Pozostało 89% artykułu
Biznes
„Rzeczpospolita” o perspektywach dla Polski i świata w 2025 roku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?
Biznes
Zygmunt Solorz wydał oświadczenie. Zgaduje, dlaczego jego dzieci mogą być nerwowe
Biznes
Znamy najlepszych marketerów 2024! Lista laureatów konkursu Dyrektor Marketingu Roku 2024!
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Biznes
Złote Spinacze 2024 rozdane! Kto dostał nagrody?