Od niedzieli 19 stycznia międzynarodowy salon samochodowy w Detroit może zwiedzać publiczność. Amerykanie na własne oczy chcą zobaczyć co dały pieniądze podatników, które zostały wydane na ratunek General Motors i Chryslera.
I nie mają wątpliwości, że było warto. Chociaż powrót do dobrej kondycji kosztował 85 mld dolarów. Teraz jednak amerykańska „wielka trójka" - Chrysler, Ford i GM są w doskonałej kondycji. Rośnie im udział w rynku, na którym wcale nie jest łatwo, na odrodzeniu motoryzacji w USA chcą korzystać wszyscy - i europejscy producenci aut luksusowych, takich jak BMW,Audi i Volkswagen i coraz silniejsi na wszystkich światowych rynkach Hyundai i Kia i producenci aut popularnych - jak Fiat, który ma nadzieję na wprowadzenie na ten rynek 500L z serbskiej fabryki w Kragujevcu. Sergio Marchionne, dyrektor generalny Fiata/Chryslera nie ukrywa, że się jeszcze nie poddał z walką o sukces „500" dostosowanej do rynku amerykańskiego i produkowanej w fabryce w Toluca.
W Detroit Chrysler chwalił się przede wszystkim Jeepami, które zamierza w niedalekiej przyszłości budować także w Chinach i Rosji. — To marka, która na zawsze pozostanie symbolem Ameryki - mówił Marchionne. Chrysler kilka wersji Jeepa Cherokee, a dodatkowo jeszcze odświeżone modele Patriota i Compassa. Ford poszedł w inną stronę - najnowszy Lincoln, koncepcyjny na razie model MKC, to mały, ale bardzo luksusowy SUV.
—Baaaardzo podoba mi się to autko - mówił Wilhelm Puck, jeden z najsłynniejszych amerykańskich restauratorów zwiedzających wystawę w Detroit. Zapytany, czy ma chęć je kupić, odpowiedział: —Musiałbym się przejechać, bo to tak jakby zawyrokować czy potrawa jest smaczna opierając się wyłącznie na jej wyglądzie.
Wreszcie General Motors, który oprócz Corvette Stingray, najpopularniejszego auta pokazanego na tej wystawie, to nowe generacje furgonetek z Chevroletem Silverado i potężnym GMC Sierra.